Sam abp Lenga wiele nam na ten temat nie mówi. Ale z urywków też wiele można się dowiedzieć. W kilku publicznych wystąpieniach (dostępne są one w Internecie) mówi o „degradacji” oraz „zesłaniu”. W grudniu 2015 roku w rozmowie z ks. Jarosławem Cieleckim – znanym jako Padre Jarek – zamieszczonej na kanale Charbel TV, arcybiskup tłumaczył, że podał się do dymisji pod wpływem watykańskiej Kurii. W tej samej rozmowie stwierdza, że został „skierowany” do Lichenia. Innym razem w jednym z wystąpień – przytoczył je w książkowej rozmowie z arcybiskupem dr Stanisław Krajski – miał powiedzieć: „Jestem uwięziony w klasztorze i nie mogę powiedzieć kazania, mszy świętej nie mogę odprawiać, ale to nie jest kara kościelna choć z nią się liczę”. Kilka zdań wcześniej tłumaczył zaś, że został wypędzony z Kazachstanu za to co mówił o Chrystusie, nie postawiono mu jednak żadnych zarzutów, a jego dymisja była ukartowana przez kard. Tarcisio Bertone i abp. Dominique Mamberti.
Sięgnijmy do Kodeksu Prawa Kanonicznego (KPK). W kanonie 401 p. 2 zapisano: „Usilnie prosi się biskupa diecezjalnego, który z powodu choroby lub innej poważnej przyczyny nie może w sposób właściwy wypełniać swojego urzędu, by przedłożył rezygnację z urzędu”. W wydanym zaś w 2004 r. przez Kongregację ds. Biskupów „Dyrektorium o pasterskiej posłudze biskupów „Apostolorum Successores” czytamy: „W przypadku choroby albo innej poważnej przyczyny, która nie pozwalałaby w sposób właściwy sprawować urzędu biskupiego, biskup usilnie skłaniany do tego przez prawo, niech czuje się zobowiązany do przedstawienia Papieżowi swojej rezygnacji”. Wybitny kanonista ks. prof. Mirosław Sitarz, autor m.in. „Słownika prawa kanonicznego”, zwraca uwagę, że sformułowanie „zrzeczenie się” (resignatio, renuntiatio, dimissio) urzędu jest synonimem rezygnacji i dymisji. Jakie nadzwyczajne okoliczności wystąpiły w przypadku abp. Lengi tego nie wiemy. On sam – powtórzę raz jeszcze – twierdzi, że wyrzucono go za to co mówi o Chrystusie. Gdyby tak było, to byłby to przypadek w historii Kościoła wyjątkowy.
Od czasów rezygnacji abp. Lenga przebywa w Licheniu, w domu zakonnym księży Marianów (to jego macierzyste zgromadzenie) na terenie diecezji włocławskiej. Znów rodzą się pytania o to dlaczego akurat Licheń. Zgodnie z prawodawstwem kościelnym biskup po przyjęciu rezygnacji przez papieża zachowuje tytuł biskupa emeryta swojej dotychczasowej diecezji. KPK precyzuje, że jeśli chce może zachować w niej mieszkanie „chyba że w pewnych przypadkach inaczej zadecyduje Stolica Apostolska ze względu na specjalne okoliczności” (kan. 402 p.1). O jego utrzymanie powinna zatroszczyć się dotychczasowa diecezja, a w przypadku zakonnika jego zgromadzenie.
Przypatrując się przypadkowi abp. Lengi można odnieść wrażenie, że wszystko jest w porządku. Marianie mają wprawdzie dom zakonny w Karagandzie, ale sam Lenga wybrał Licheń, tu mieszka i jego zgromadzenie go utrzymuje. Ale… W przywoływanym już wywiadzie z roku 2015 arcybiskup mówi, że został skierowany do Lichenia, „jak mnie tutaj zesłali to siedzę”, „jestem uwięziony w klasztorze”. Użycie tych sformułowań daje podstawę do twierdzenia, że wybór Lichenia nie był dobrowolny lecz wynikał z jakiegoś nakazu. Najpewniej „ze względu na specjalne okoliczności”. Nikt nie za bardzo chce powiedzieć jakie i za co. Ale na istnienie jakiegoś nakazu wskazują osoby, które mają kontakt z abp. Lengą. Prof. Mirosław Dakowski na swojej stronie internetowej w zaproszeniu na spotkanie z hierarchą, które odbywało się 30 stycznia 2019 roku w warszawskim Domu Dziennikarza napisał (pisownia oryginalna, podkreślenia moje): „Jego miejsce pobytu, nakazane watykańskim dekretem za aprobatą Papieża Franciszka - Biskupa Rzymu, zostało wyznaczone w klasztorze o. Marianów w Licheniu Starym. Wykonując bez szemrania polecenie i wolę watykańskiej administracji, cierpliwie znosząc ten zakaz, odprawia codziennie mszę świętą na stoliku w swoim »pokoju gościnnym«, mając za oknem potężną bryłę wspaniałej Bazyliki Licheńskiej (tam nie ma zezwolenia). Ksiądz arcybiskup przerwał zakaz milczenia, kiedy odprawił uroczystą mszę świętą, głosząc Słowo Boże w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego w Pruszczu Gdańskim, we wrześniu 2018 roku”.
Powyższe fakty potwierdza zresztą w komunikacie dotyczącym zakazu publicznego sprawowania posługi przez abpa Lengę diecezja włocławska: „[Arcybiskup Lenga] od 2011 roku przebywa w klasztorze księży marianów w Licheniu Starym na terenie diecezji włocławskiej – miejscu wskazanym przez Stolicę Apostolską”.
A zatem wygląda na to, że arcybiskup ma jakieś zakazy i nakazy nałożone na niego przez Stolicę Apostolską. Coś na rzeczy jest. A skoro on sam nie chce powiedzieć co, to powinien zrobić to za niego ktoś inny. Kto? Wydaje się, że w pierwszej kolejności biskup włocławski, który musiał otrzymać informację ze Stolicy Apostolskiej o tym, że na terenie jego diecezji będzie mieszkał emeryt z Kazachstanu. Teraz mówi o tym statusie dość mgliście. Skoro jednak nie chce mówić biskup włocławski ani Konferencja Episkopatu Polski, to powinien to zrobić nuncjusz. Szkoda, że tego nie robi. I znów wracam do mojej ulubionej śpiewki: w sytuacji nagłej, niespodziewanej, kryzysowej komunikacja w Kościele w Polsce leży. Inna rzecz – i tu przytyk do Watykanu – mimo 11 aktów prawnych, w których traktuje się o biskupach emerytach są one niejasne. Niedawno – niezależnie od sytuacji w Polsce - zwrócił na ten problem Lorenzo Prezzi na łamach włoskiego portalu „Settimana News”. Zauważył on, że pilnej odpowiedzi wymagają np. pytania o to jak mają wyglądać kontakty biskupa emeryta z diecezją, w której postanowił on spędzić resztę życia.