Diabelska musztarda od mnicha

Potrawy i napoje produkowane przez zakonników cieszą się w Polsce coraz większym powodzeniem. Ale klasztory nie wykorzystują jeszcze mody, która się u nas właśnie zaczyna

Publikacja: 21.07.2008 03:41

Diabelska musztarda od mnicha

Foto: Rzeczpospolita

Nalewka benedyktyńska, kiełbasa zakonna, piwo trapistów, przysmak opata, konfitura anielska – w tych nazwach jest obietnica dobrego smaku, jakości, tradycji. I naturalności – bez dodatków konserwantów i barwników, których pełno w żywności na półkach hipermarketów.

– Bogatsi szukają żywności lepszej jakości – mówi dr Jolanta Tkaczyk, specjalistka do spraw marketingu. – Niedawno była moda na proste i naturalne produkty chłopskie, obecnie obserwujemy rozwinięcie tej mody w kierunku bardziej wyrafinowanym, czyli na produkty klasztorne.

Zakony na Zachodzie, aby się utrzymać, od dawna wykorzystują ten konsumencki trend. Klasztory w Belgii, Francji czy Austrii produkują więc już nie tylko na własne potrzeby wyśmienite sery, wina, piwo. W Polsce jak dotychczas w tę konsumencką niszę najlepiej trafili benedyktyni z Tyńca, którzy rozwijają produkcję żywności według dawnych receptur na dużą skalę. W sobotę otwierają swój 23. sklep w kraju, a pierwszy w Warszawie. Będzie można w nim kupić m.in. musztardę piekielną z chrzanem, cukierki św. Hildegardy na niemoce wszelakie czy konfiturę brzytewkę (wiśnie z rumem).

Kilka lat temu podobną działalność próbowali podjąć cystersi z opactwa Szczyrzyc koło Limanowej. Ale nie wyszli dobrze na spółce z firmą, która sprzedaje teraz z klasztornym logo kiełbasy, mięsa, smalce i pasztety. – Nie chcę o tym mówić – ucina przeor klasztoru o. Kazimierz Józef Kmak. O sprawie nie można też porozmawiać z prezesem firmy Dominum, bo jest na urlopie. – Porozmawiamy za dwa – trzy lata, kiedy otworzymy własną serownię – zapowiada o. Kmak. Cystersi mają w Szczyrzycu 200-hektarowe gospodarstwo i 100 sztuk krów rasy polskiej czerwonej, tzw. cysterskiej. W planach jest także uruchomienie nieczynnego browaru opactwa i produkcja piwa, bo na udzielonej koncesji na produkcję cysterskiego Fratera zakonnicy też źle wyszli.

O udanym przedsięwzięciu mogą mówić natomiast paulini z Sanktuarium Rodzinnych Błogosławieństw w Leśniowie, którzy produkują ciasteczka. – Dajemy nazwę oraz mąkę pszenną ze zboża z naszych pól, ale wypiek ciastek odbywa się w firmie zewnętrznej – opowiada o. Zbigniew Ptak, przeor klasztoru.

Ciasteczka są kruche i biszkoptowe. Z marmoladą albo czekoladą, z lukrem, kakaowe albo cynamonowe. Trzystugramowe pudełko takiej mieszanki kosztuje 6,50 zł. – Wewnątrz jest upominek: obrazki z Matką Bożą Leśniowską oraz mapa dojazdu do sanktuarium – mówi Bartosz Raszewski sprzedający ciastka w kawiarni obok sanktuarium.

Paulińskie ciasteczka z Leśniowa będzie można niebawem kupić także w sklepach benedyktynów z Tyńca, którzy zaoferowali innym zakonom możliwość sprzedaży ich produktów w sieci swoich sklepów. W tej chwili mają w ofercie kilkaset produktów, ale z Polski odzew jest niewielki. Do wyjątków należy nalewka benedyktyńska, którą według XVI-wiecznej receptury produkują benedyktyni w Lubiniu. „Benedyktynka od siedmiu boleści” powstaje z 21 ziół na dolegliwości trawienne. Zawiera 30 albo 40 procent alkoholu. – Na razie zapotrzebowanie nie jest wielkie, ale liczymy, że sprzedaż naszej nalewki w sieci sklepów benedyktynów z Tyńca przyniesie duże ożywienie – mówi o. Patryk Strzyżyk.

W sklepach benedyktynów z Tyńca jest wiele miodów. Ale próżno szukać na półkach miodu z pasieki kamedułów z Bieniszewa lub franciszkanów ze Stoczka. – Jest nas mało, tylko sześciu, więc nie rozwijamy pasieki – mówi brat Bolesław z pustelni ojców kamedułów w Bieniszewie. Franciszkanie w Stoczku koło Czemiernik mają 50 rodzin pszczelich. Zbierają 500 kilogramów miodu rocznie z unijnym certyfikatem: „ekologiczny”. Taki też status ma prowadzone przez nich kilkunastohektarowe gospodarstwo.

– Nie szukamy nowych klientów, bo zawsze mamy chętnych na nasz miód wśród znajomych, a resztę sprzedajemy przy furcie klasztoru – mówi o. Włodzimierz Machulak.

W benedyktyńskich placówkach można nabyć także balsam kapucyński. Ten preparat przygotowywany jest z ziół i żywic według receptury sprzed dwóch wieków. – Przez sto lat nasi bracia przygotowywali balsam tylko na nasze potrzeby. Od kilku lat produkujemy go również dla innych – mówi o. Paweł Teperski. Balsam w Manufakturze kapucynów w Krakowie przygotowują sami kapucyni. Produkcją zajmuje się czterech braci i dodatkowo cztery osoby świeckie.

Jak widać, zakony oferują jeszcze niewiele produktów klasztornych. Dlaczego? – Być może nie widzą takiej potrzeby – przypuszcza o. Zygmunt Galoch, szef spółki benedyktyńskiej Benedicite w Tyńcu. – Jeśli klasztor ma kilkaset hektarów ziemi i je dzierżawi albo odzyskał kilka kamienic i je wynajmuje, to mu wystarczy na utrzymanie. Niektóre klasztory zajęły się natomiast innego typu działalnością gospodarczą.

Być może jednak i innych zakonników do sprzedaży przekona moda na klasztorne produkty. Jej znakiem są świetnie sprzedające się książki kucharskie z przepisami na takie potrawy. Z miejsca trafiają na listy bestsellerów, jak książki siostry Anieli Gareckiej, która prowadzi też program w telewizji i porady kulinarne w pismach katolickich.

Najlepiej rynkową niszę wykorzystali benedyktyni z Tyńca, którzy w sobotę otworzą swój 23. sklep

– W mojej kuchni potrawy są proste, niewyszukane, ale zdrowe. Dużo jest w niej warzyw i ziół – opowiada siostra Garecka, która na co dzień gotuje klerykom w seminarium salwatarianów w Bagnie koło Wrocławia.

Także o. Kazimierz Józef Kmak wydał niedawno książkę „Klasztorne specjały”, a w niej przepisy na gęś św. Marcina, kwaśnicę, frykasy z białej kiełbasy, rosół niedzielny... – To wszystko będzie serwować w naszej restauracji, która mam nadzieję powstanie przy opactwie – planuje o. Kmak.

Modę dobrze wyczuł właściciel restauracji Zakonnicy w Katowicach, której nazwa powstała trochę z tęsknoty za zmarłym Janem Pawłem II, a trochę z przekory wobec pobliskiego pubu Grzesznicy. U Zakonników można zjeść przygotowaną według starych przepisów rybę po benedyktyńsku w sosie miodowo-winnym, zupę czosnkową brata Tomasza, postną zupę kapucynów albo galaretkę zakrystianki.

– Ludzie szukają oryginalności, tego, co jadano dawniej i co jest naturalne. A taka jest kuchnia zakonna, której podstawą są zioła – mówi szefowa kuchni Małgorzata Kuziar.

Produkty klasztorne nie potrzebują reklamy. Benedyktyni z Tyńca nie prowadzili żadnej kampanii.

– Naszymi klientami są osoby, które cenią nie tylko dobry smak, ale lubią określony klimat – wystrój sklepu, kolor, muzykę i indywidualny kontakt ze sprzedającym – mówi o. Zygmunt Golach.

– Produkty benedyktyńskie czy cysterskie dobrze wpisują się w trend poszukiwania przez klientów produktów ekologicznych. Jest w nich ciekawe połączenie ekologii ze szczyptą duchowości – mówi dr Jolanta Tkaczyk.

Internetowy sklep benedyktynów

www.benedicite.pl

Nalewka benedyktyńska, kiełbasa zakonna, piwo trapistów, przysmak opata, konfitura anielska – w tych nazwach jest obietnica dobrego smaku, jakości, tradycji. I naturalności – bez dodatków konserwantów i barwników, których pełno w żywności na półkach hipermarketów.

– Bogatsi szukają żywności lepszej jakości – mówi dr Jolanta Tkaczyk, specjalistka do spraw marketingu. – Niedawno była moda na proste i naturalne produkty chłopskie, obecnie obserwujemy rozwinięcie tej mody w kierunku bardziej wyrafinowanym, czyli na produkty klasztorne.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Kościół
Podcast „Rzecz w tym”: Komisja ds. zbadania pedofilii – ostatnia szansa dla Kościoła w Polsce
Kościół
Franciszek w szpitalu obchodzi rocznicę wyboru, Watykan na rozdrożu
Kościół
Zabrali Kościołowi, dali mniejszościom. Symboliczny gest rządu
Kościół
W mieszkaniu księdza odbyła się orgia. Jest decyzja Watykanu
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kościół
Kard. Dziwisz zaprzecza zarzutom ws. molestowania. Duchowny był szantażowany?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń