1000, 1500 zabitych po stronie rosyjskiej dziennie, ogromne straty także po stronie ukraińskiej: starcia w Ukrainie porównuje się do najgorszych faz pierwszej wojny światowej, bitwy nad Sommą czy pod Verdun.
Pracuję dla Lekarzy bez Granic od przeszło ćwierć wieku. Byłem w Azerbejdżanie, Afganistanie, Czeczenii, Angoli, Rwandzie, Kosowie, Libanie, Strefie Gazy i Syrii. Ta wojna jest jedną z najbrutalniejszych, jakie widziałem. Pamiętam, jak się zaczęło. Poleciałem do Kijowa 20 lutego 2022 roku, aby rozmawiać o współpracy z ukraińskim Ministerstwem Zdrowia. To była niedziela. W nocy ze środy na czwartek obudziły mnie przelatujące nad głową rosyjskie migi. A więc wojna. Zostałem w Ukrainie przez niemal dwa lata, a i później regularnie tam wracałem. Widok żołnierzy wychodzących z okopów i biegnących we mgle naprzeciw ostrzałowi wroga: takie sceny, jakby żywcem wzięte z pierwszej wojny światowej, widywałem wcześniej w starciach między Azerbejdżanem i Armenią w 1993, 1994 roku. Pamiętam też szturm afgańskich kawalerzystów z maskami przeciwgazowymi na twarzy w 1996 roku. Ale w Ukrainie śmierć w wojnie pozycyjnej to jest codzienność, a nie coś wyjątkowego. I tak już czwarty rok. Całe miasta są zamieniane w ruiny. Co prawda w Strefie Gazy wojska izraelskie także pustoszą zabudowania, zniszczenia są niewyobrażalne. Tam mamy jednak do czynienia z wojną asymetryczną: jedna strona jest uzbrojona po zęby w skali iście przemysłowej, druga w dużo mniejszym stopniu. Tutaj ścierają się dwie ogromne machiny wojenne.
To przekłada się też na ogromne cierpienie ludności cywilnej...
Tylko że w czasie wojny zniszczenie można siać w różny sposób. Nawet przeprowadzenie ludobójstwa ludności cywilnej nie wymaga wyrafinowanej techniki wojskowej. Niestety, wystarczy dobra organizacja. W Rwandzie w 1994 roku każdego dnia ginęło 15, 20, 30 tysięcy ludzi. Byli zabijani przy użyciu zwykłych maczet. W Ukrainie jest inaczej. Zaczęliśmy tam naszą pomoc od wsparcia ewakuacji rannych pociągami. Mieliśmy nasze bazy we Lwowie, w Iwano-Frankowsku. W tamtym czasie linia frontu bardzo szybko się przesuwała. To przekładało się na duże straty ludności cywilnej. Szczególnie tam, gdzie na okupowanych terenach – według relacji – Rosjanie zachowywali się bardzo brutalnie.
Czytaj więcej
To nie jest dla nas przeklęte miejsce. Śmiech dzieci tam, gdzie okupanci dokonali zbrodni, to naj...
Widzieliśmy to na przykład w Buczy i innych miejscowościach na północ od Kijowa, gdzie pojawiliśmy się zaraz po wycofaniu się rosyjskich wojsk. Poziom zniszczenia był szokujący. Ciała leżały na ulicach. Wszędzie były miny. Ludzie opowiadali nam o egzekucjach, o osobach, które Rosjanie porwali, wycofując się. Ci, których pozostawili, wpadli w głęboką traumę. Naszą rolą, jako medycznej organizacji humanitarnej, nie jest stwierdzanie, czy mamy do czynienia ze zbrodnią wojenną. Od tego są odpowiednie instytucje międzynarodowe i sądy. Ale to, co widzieliśmy przez pryzmat naszych pacjentów, jest zatrważające.
Rosjanie ich torturowali?
Opowiadali nam o warunkach, w jakich byli przetrzymywani. Często w ciemnych piwnicach, z fatalnym wyżywieniem. Wielu wymagało pomocy dentystycznej, bo rosyjscy żołnierze umyślnie wybijali im zęby. Ludzie często opowiadali nam, że byli bici. A przecież chodziło o zwykłych cywilów, a nie osoby walczące z Rosjanami.