– Nasi synowie zostali zdradziecko rzuceni sami na linię frontu. (…) Mój syn wydostał się z okrążenia (…), z grupą 16 ludzi szedł piechotą ponad 140 kilometrów. I od razu zażądano od nich, by natychmiast wrócili na pierwszą linię – tym razem skarżyły się matki poborowych z rejonu pawłowskiego w obwodzie woroneskim. Kobiety nagrały oświadczenie wideo z żądaniem, by miejscowy gubernator „zrobił porządek z tą sytuacją”.
Bez zapasowych baterii
Wcześniej z podobnym żądaniami występowały krewne żołnierzy w samym Woroneżu. Oddział pochodzących stamtąd poborowych został zmasakrowany w pobliżu Makijewki w obwodzie ługańskim.
Rosyjskie Ministerstwo Obrony znalazło się pod rosnącym naciskiem władz regionalnych
Z kolei gubernator Kraju Nadmorskiego (nad Pacyfikiem) Oleg Kożemiako musiał interweniować, gdy zwrócili się do niego żołnierze ze 155. brygady piechoty morskiej Floty Oceanu Spokojnego, rozgromieni przez Ukraińców pod Pawliwką w okolicach Doniecka. Żołnierze wprost zarzucili swym dowódcom głupotę i niekompetencję. – No, straty są, trwają ciężkie walki. Ale nie tak duże, jak piszą – już ogłosił gubernator w oświadczeniu wideo.
We wszystkich znanych przypadkach oddziały złożone w całości lub części z poborowych w ciągu jednego dnia traciły po kilkuset żołnierzy: zabitych, rannych i zaginionych. Wszędzie dowództwo pędziło jak najwięcej żołnierzy na front, byle tylko zatkać w nim dziury.