Przedstawiciel Putina zagroził nawet „zmianą stosunku do sekretarza generalnego ONZ i całego sekretariatu”, jeśli eksperci organizacji pojadą do Kijowa. A odkryliby tam sprawy oczywiste. Drony, na których namalowana jest rosyjska nazwa „Gerani-2” to irańskie pociski „Shahead-136”.
Jeszcze w lipcu amerykański wywiad alarmował, że Kreml negocjuje z Teheranem kupno tych dronów. Obecnie różne źródła szacują liczbę otrzymanych od początku października przez Rosję maszyn od 1,4 tys. do 4 tys. Rosjanie mieli kupić zarówno Shahead-136, jak i Shahead-131 oraz Mojahery.
Czytaj więcej
Iran zdecydowanie potępił wezwanie Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii do zbadania przez ONZ oskarżeń, że Rosja wykorzystała pochodzące z Iranu drony do ataku na Ukrainę.
Dokładne dane techniczne irańskich pocisków są jeszcze nieznane. Eksperci szacują, że mogą mieć one zasięg od 1 tys. do 2 tys. kilometrów. Według amerykańskich wojskowych jednak dolatują one do celów odległych tylko o kilkaset kilometrów. Z Krymu (skąd podobno są wystrzeliwane) do Kijowa (na który m.in. spadają) jest w prostej linii właśnie ok. 600 kilometrów. „Tanie, małe, powolne i bardzo dokładne” – opisał je jeden z amerykańskich ekspertów. Oraz bardzo głośne, słychać je z odległości kilku kilometrów.
Rzeczywiście, lecą dość wolno ale na tak małej wysokości, że radary ich nie wykrywają (choć teoretycznie mogą wznieść się nawet do 4 tysięcy metrów). Dodatkowo amerykański Institute for the Study of War zauważył, że trójkątny kształt Gerani-Shaheadów „powoduje, że mogą posiadać pewne właściwości technologii stealth”. A to z kolei sprawia, że część broni przeciwlotniczej jest nieefektywna w zwalczaniu ich.