Niemcy przyśpieszają z zaopatrzeniem ukraińskiej armii. Trafi do niej wkrótce 50 pojazdów opancerzonych Dingo oraz dodatkowe dwie wyrzutnie rakietowe MARS. Przygotowane jest przekazanie 40 wozów bojowych piechoty Marder , kilkunastu specjalistycznych czołgów mostowych Biber, kilkudziesięciu czołgów zabezpieczenia technicznego (Bergpanzer), kolejnych czołgów przeciwlotniczych Gepard, dwie setki ciężarówek, nieco dronów, tony amunicji oraz paliwa, a także cały wachlarz innego sprzętu.
Wszystko to nie oznacza, że Berlin okazuje już pomoc adekwatną do swych możliwości. W dodatku to, co czyni, robi pod wyraźną presją. – Cierpliwość Amerykanów się kończy – pisał pisał niedawno „Die Welt”, analizując płynące z Waszyngtonu oceny działań Berlina. W miarę trwania wojny osłabieniu ulega argumentacja kanclerza Scholza o tym, z jakim wielkim trudem przyszło Niemcom pożegnanie z obowiązującym od dziesięcioleci zakazem dostaw broni w rejon konfliktu zbrojnego. Zastąpiła wcześniejszą ideę, jakoby Niemcy zamierzały wspierać militarnie Ukrainę w tym samym tempie jak USA czy Wielka Brytania. Tak nigdy nie było.