"Rzeczpospolita": Po upadku ZSRR pani mąż, Dżochar Dudajew, ogłaszał niepodległość Czeczenii, a później walczył o tę niepodległość z Rosją podczas I wojny czeczeńskiej. O czym pani myśli, patrząc na trwającą od pięciu miesięcy rosyjską agresję na Ukrainę?
Ałła Dudajewa: Wojna, która wybuchła w Donbasie w 2014 roku, była niegojącą się raną na ciele Ukrainy. Kraj tracił najlepszych i trwało to zbyt długo, aż osiem lat. Widzieliśmy, jak Ukraińcy klękali przy szosie, po której w ostatnią drogę wyprawiano poległych bohaterów. To nie mogło trwać w nieskończoność, apetyt (Władimira) Putina nie miał granic, poszedł dalej, pod swoim carskim godłem. Ale cały naród ukraiński się zjednoczył i dzielnie stawia opór. I myślę, że pokonają imperium rosyjskie. Gorzej byłoby, gdyby tląca się od ośmiu lat wojna trwała w nieskończoność, lepiej raz stoczyć poważną bitwę z wrogiem i go pokonać, niż co roku tracić swoich najlepszych synów.