– Tradycyjnie poinformowałem swojego amerykańskiego kolegę o sytuacji operacyjnej. W szczególności (…) o przejściu sił obrony Ukrainy do kontrataku w rejonie Charkowa i Izjumu – przekazał szef ukraińskiej armii, generał Walery Załużny treść swej rozmowy z przewodniczącym amerykańskiego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, generałem Markiem Milleyem.
Z lupą w ręku
W ciągu ostatnich kilku dni Ukraińcy odrzucili Rosjan w okolicach Charkowa do 40 kilometrów. Ale nie osiągnęli jeszcze rosyjskiej granicy w punkcie najbliższym od metropolii, czyli 37 kilometrów od miasta. Z atakowanych wiosek rosyjscy żołnierze uciekali już po pierwszym ostrzale artyleryjskim, nie próbując nawet podejmować walki z Ukraińcami. Porzucali przy tym sprzęt i broń. Wokół Izjumu zaś rosyjska armia skupiła największe na całym froncie zgrupowanie swych sił. Ale w ciągu tzw. drugiej fazy operacji niewiele udało im się tutaj osiągnąć.
– Jeśli porównujecie mapy z 28 kwietnia i obecną (rejonów walk), to będziecie potrzebowali naprawdę mocnej lupy, by zauważyć, gdzie Rosjanom udało się posunąć do przodu – stwierdził profesor studiów strategicznych Phillips O’Brien ze szkockiego Uniwersytetu St. Andrews.
– Wygląda to tak, jakby (rosyjscy żołnierze) brodzili w kisielu – dodał. Na południowym odcinku frontu na przykład od 16 marca co mniej więcej tydzień Rosjanie ogłaszają, że zdobyli miasteczko Rubiżne, ale walki o nie trwają do dziś.