Taka postawa była najważniejszym orężem Stocha w starciu ze stresem. To raczej nie bywa wrodzone, tego się trzeba nauczyć, by głowa zamiast ciężarem stała się atutem. Może jakieś znaczenie ma fakt, że Stoch pochodzi z „psychologizującego domu”, jego ojciec jest pracującym w tym zawodzie psychologiem.
Ta zimnokrwistość będzie mu teraz bardzo potrzebna, bo aż do lutowych igrzysk w Pjongczangu napięcie będzie tylko rosło. Już dziś to jest najważniejsze pytanie kibiców i mediów: czy forma przetrwa do olimpiady? Najnowsza historia podpowiada, że to nie takie proste. W XXI wieku żaden triumfator Turnieju Czterech Skoczni w roku olimpijskim nie został potem złotym medalistą. Kamil Stoch może tę tradycję przełamać i do dwóch triumfów z Soczi dołożyć kolejne.
Jeśli po tak wielkim zwycięstwie wypada w ogóle pisać o tym co poszło nie tak, to tylko w jednym aspekcie: polska drużyna po świetnym początku w Oberstdorfie zgasła (poza Dawidem Kubackim), tak jakby koledzy, przede wszystkim Piotr Żyła i Maciej Kot, zdawali sobie sprawę, że niezależnie od tego co zrobią, i tak wszystkie światła skierowane będą na Stocha. Po ubiegłym sezonie wydawało się, że w olimpijskim kontekście naszym największym atutem będzie właśnie zespół, teraz już tej pewności nie ma. Może wróci na skrzydłach Stocha.
Jedno nie ulega wątpliwości: Adam Małysz nie przejdzie do historii jako nasz jedyny as przestworzy, choć trudno się spodziewać, by ktokolwiek odebrał mu miejsce w sercach kibiców, którzy byli świadkami jego triumfów. Stoch pod względem sportowych osiągnięć już Mistrza Adama prześcignął, ale małyszomanii bis raczej nie będzie, zwycięstwa chłopaka z Zębu to jest po prostu perfekcja, a luterski synek z Wisły (określenie Jerzego Pilcha) to była magia raczej nie do powtórzenia.
Wszyscy, którzy skaczą po Małyszu powinni mu się pokłonić do ziemi, bo on dał im zupełnie inną pozycję - medialną, marketingową i w konsekwencji finansową. Stoch wszedł w buty mistrza i doskonale sobie radzi, ale nie musi już przecierać szlaku. Wystarczy, że wygrywa.