Szułdrzyński: Nowy polski ład na opozycji

Opozycja jest dziś w trakcie głębokiej transformacji. Jeśli sformułuje atrakcyjną propozycję, ma szansę przejąć władzę, bo może liczyć na więcej wyborców niż PiS. Czy będzie potrafiła ich zmobilizować?

Aktualizacja: 09.06.2021 12:58 Publikacja: 08.06.2021 18:44

Szułdrzyński: Nowy polski ład na opozycji

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Jeśli przyjrzeć się dokładnie danym dostarczanym przez różne sondaże dotyczące innych kwestii niż poparcie dla konkretnych partii, można wyciągnąć wniosek, że respondentów niepopierających rządów Zjednoczonej Prawicy jest więcej niż tych, którzy deklarują, że zagłosują na ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Jednak nie zawsze znajduje to odzwierciedlenie w badaniach poparcia dla partii. Innymi słowy, wyborców opozycji jest więcej niż wyborców PiS, tylko oferta, którą dostają, nie jest wystarczająco atrakcyjna.

Sporo badań wskazuje na szczególny problem, jaki ma Platforma Obywatelska. Jej wyborcy wcale jej nie lubią, nie uważają za najlepszą, ale popierają ją, bo jeszcze bardziej nie lubią PiS. Jeśli przypomnimy sobie, że Borys Budka plasuje się na podium polityków, którym Polacy ufają najmniej, widzimy skalę problemu. Słabość PO jest szansą dla Szymona Hołowni, który od kilku tygodni utrzymuje przewagę nad Platformą i średnie poparcie na poziomie ponad 20 proc. Czwarte miejsce należy do Lewicy, która śmielej wchodzi w polemiki zarówno z PiS, jak i z PO, chcąc pokazać swoją podmiotowość, ale też zamanifestować lewicową wrażliwość. Opozycja jest dziś w trakcie procesu głębokiej transformacji. Utrata miana lidera czy wręcz hegemona przez Platformę wywołuje zamieszanie, a nawet chaos. Tym bardziej że Hołownia mimo świetnego wyniku sondażowego w Sejmie dysponuje kołem zaledwie sześcioosobowym.

Liderowi Polski 2050 przedterminowe wybory wydają się jak najbardziej na rękę. Jeśli dowiózłby do nich obecne poparcie, miałby spory, 130–150-osobowy klub parlamentarny i ugruntowałby swoją pozycję jako lidera opozycji. Ale jeśli chciałby sięgnąć po władzę i zostać premierem, powinien poczekać i pomyśleć nie tylko o dobrym wyniku Polski 2050, ale całej opozycji, bo tylko przewaga wszystkich posłów opozycji (nie licząc Konfederacji) może doprowadzić do zmiany rządu.

Doskonale wie o tym Jarosław Kaczyński. Jak zauważył Wojciech Szacki z Polityki Insight, prezes PiS zorientował się, że ta kadencja jest już stracona – nie ma na tyle silnej i stabilnej większości, by przeprowadzić głębokie i kontrowersyjne zmiany, na przykład w sądownictwie czy mediach. Nawet gdyby udało mu się osamotnić Jarosława Gowina (czyż można oczekiwać, że wszyscy z tuzina dotąd wiernych mu posłów będą potrafili się oprzeć z jednej strony groźbom, a z drugiej strony pokusom ministerialnych stanowisk?) i choćby dosztukował poparcie z pomocą Pawła Kukiza, nie odbuduje sterownego układu. Woli więc zrobić porządki na zapleczu i szukać okazji do przyspieszonych wyborów. Wcale nie jest mu na rękę czekać do końca kadencji w 2023 r., bo do tego czasu może powstać zupełnie nowy porządek po stronie opozycji.

I nagle w tym układzie pojawia się Donald Tusk. Z jednej strony zapewnia, że bardzo chciałby, by PiS straciło władzę, ale równocześnie ucieka od jednoznacznej deklaracji, czy sam się zaangażuje w politykę. Dla opozycji to sytuacja mało komfortowa. Choć Budka nie jest wymarzonym liderem PO, musi wiedzieć, na czym stoi – czy walczy o pozycję swej partii, czy ma uporządkować biurko i oddać władzę Tuskowi. To samo dotyczy Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy postawił wiele na budowę swojego ruchu nie do końca związanego z PO, ale niewystępującego przeciw partii. Powrót Tuska mógłby też być problemem dla Hołowni, ponieważ odgrzałby stary bipolarny spór między PO a PiS.

Dlatego jeśli Tusk chce pomóc opozycji, powinien jak najszybciej podjąć i ogłosić swoją decyzję. Hamletyzowanie wcale nie zwiększy elementu zaskoczenia, a raczej skutecznie może storpedować proces wyłaniania się nowego polskiego ładu, tego po stronie opozycji.

Jeśli przyjrzeć się dokładnie danym dostarczanym przez różne sondaże dotyczące innych kwestii niż poparcie dla konkretnych partii, można wyciągnąć wniosek, że respondentów niepopierających rządów Zjednoczonej Prawicy jest więcej niż tych, którzy deklarują, że zagłosują na ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Jednak nie zawsze znajduje to odzwierciedlenie w badaniach poparcia dla partii. Innymi słowy, wyborców opozycji jest więcej niż wyborców PiS, tylko oferta, którą dostają, nie jest wystarczająco atrakcyjna.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki. Niby nie PiS, ale PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Trzaskowski i Nawrocki to tak naprawdę awatary Tuska i Kaczyńskiego
Komentarze
Michał Kolanko: Trzaskowski wygrywa z Sikorskim. Ale dla prezydenta Warszawy łatwo już było
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy prawybory w KO umocniły Rafała Trzaskowskiego?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie