Gdyby koalicja rządząca próbowała zmienić ustawę aborcyjną w parlamencie – wobec tak gwałtownego sprzeciwu społecznego mogłaby po prostu się ze zmian w prawie wycofać. Tak było już w 2016 roku, gdy tzw. czarny protest zakończył się odrzuceniem projektu Stop Aborcji przez Sejm. Koalicja rządząca przeprowadziła rozpoznanie walką i gdy okazało się, że antyaborcyjne postulaty budzą gwałtowny sprzeciw kobiet - mogła w łatwy sposób wrócić do punktu wyjścia sygnalizując, że słucha obywatelek i obywateli, nawet gdy się z nimi nie zgadza.
W przypadku wyroku TK jest jednak inaczej. Rubikon został przekroczony, drogi powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego nie ma. Skoro Trybunał zabrał głos, to nie wchodzą już w grę żadne parlamentarne kombinacje w rodzaju „trzeba anulować, bo przegramy”. Od czwartku funkcjonujemy w nowej rzeczywistości, w której fundamenty dotychczasowego kruchego porozumienia ws. aborcji zostały zniszczone. Bez zmian w konstytucji powrotu do tego co było być nie może.
Najlepszym możliwym rozwiązaniem wydaje się taka zmiana ustawy aborcyjnej, która doprecyzuje przesłankę do legalnej aborcji, jaką jest potwierdzona badaniem wada płodu, ratując to, co da się uratować z tzw. kompromisu aborcyjnego. O tym mówił w programie #RZECZoPOLITYCE Jarosław Gowin, o to apeluje „Rzeczpospolita”.
Ale PiS gasząc wywołany wyrokiem TK pożar będzie musiało pogodzić się ze stratami. Nawet złagodzony nowelizacją ustawy aborcyjnej wyrok TK oznacza bowiem zaostrzenie – i tak już w skali Europy i świata bardzo restrykcyjnego - prawa dotyczącego aborcji. Część wyborców temu przyklaśnie – problemem z punktu widzenia koalicji rządzącej jest to, że jest to ta część, która i tak stanowiła jego elektorat. Jednocześnie drogi części wyborców – zwłaszcza młodszych – z PiS rozejdą się ostatecznie. A – z perspektywy kolejnych wyborów parlamentarnych – mogą to być głosy kluczowe.
W całej sprawie mniej chodzi bowiem o aborcję, a bardziej o działanie, które jest odbierane jako zamach na indywidualną wolność w najbardziej intymnej i prywatnej sferze życia jaką jest seksualność. Młode kobiety nie wychodzą na ulice dlatego, że planują dokonać aborcji – ale dlatego, że chcą, by ta sfera życia należała do nich, a nie do państwa. Ingerencja w tak bardzo prywatny aspekt ich życia to dla protestujących prawdziwy gwałt na ich wolności. A tłumaczenia, że to TK, a nie rządzący, mogłyby być przekonujące, gdyby PiS wcześniej tego TK na oczach wszystkich sobie nie podporządkował. Kosztów zaistniałej sytuacji nie ma więc na kogo przerzucić.