Bo jeżeli ten, kto strzela, głosi w mediach społecznościowych, że nienawidzi obcych, spekuluje o likwidacji gorszych nacji, i na dodatek, na miejsce ataku wybiera kojarzące się z imigrantami i islamem shisha bary, to jest terrorystą.
Jest terrorystą rasistowskim, skrajnie prawicowym, antyimigranckim, a może - choć zamachowiec z Hanau raczej miał ambicje globalne, nie chciał się ograniczać do czyszczenia Niemiec - i nacjonalistycznym.
I to niektórym się pewnie nie podoba, bo terroryzm chcieliby ograniczyć do fundamentalistów islamskich. O ile zachodni świat byłby prostszy, o ile Europa byłaby prostsza, gdyby wszyscy terroryści podczas ataków krzyczeli „Allahu akbar!”.
W ciągu ostatniego roku spektakularne ataki terrorystyczne na szeroko pojętym Zachodzie przeprowadzili jednak ci, co muzułmanów - i innych „niebiałych” - nienawidzą. Najpierw w nowozelandzkim mieście mającym kościół w nazwie Christchurch zamachowiec zabił pół setki muzułmanów modlących się w meczetach.
Potem, w październiku ubiegłego roku, w Halle celem była synagoga pełna modlących się Żydów, szczęśliwie szczelnie zamknięta, i bar z kebabami. Teraz w Hanau - dwa shisha bary. To środek Europy. Środek Niemiec, w których terroryzm wywołany nienawiścią rasową budzi szczególne przerażenie.