W interesie całej opozycji jest wygranie wyborów i odsunięcie PiS od władzy. Osiągnięcie tego celu wymaga współpracy pomiędzy partiami. Ale zbyt bliska współpraca dla poszczególnych ugrupowań może okazać się zabójcza.
Przed takim dylematem stanęło Polskie Stronnictwo Ludowe. Ogłosiło, że ma dosyć dotychczasowej formuły działania większości, jaką opozycja ma w izbie wyższej parlamentu. A większość ta zależy od trzech senatorów PSL. Z punktu widzenia interesu całej opozycji działanie ludowców jest szkodliwe. Ale dla PSL może być jedyną nadzieją.
Dlaczego? Przypomnijmy sondaż Ipsos dla OKO.press, który pokazuje, że zdaniem 62 proc. ankietowanych opozycja nie jest gotowa, by dobrze rządzić. Co ciekawe, jest o tym przekonany nawet jej własny elektorat. Po części wynika to z pisowskiej propagandy obrzydzającej Polakom opozycję, ale po części z tego, że ona sama przeżywa poważny kryzys.
Jednym z jego powodów jest pojawienie się nowego gracza: Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Dla PiS to wymarzony konkurent, bo jest radykalnie lewicowy i posługuje się wulgarnym językiem nie do zaakceptowania dla wielu osób. To stawia umiarkowanych wyborców przed alternatywą – albo radykalne liderki OSK, albo dobrze znany Jarosław Kaczyński. Psychologia mówi, że wolimy zło, które znamy, niż to, które jest nam obce.
Dla partii antyrządowych OSK stanowi problem. Platforma Obywatelska jest w pułapce, bo z jednej strony po cichu wspiera Strajk, ale z drugiej nie chce popierać aż tak lewicowej agendy. Partie lewicowe na działaniach OSK wcale nie zyskują, bo wydają się na jego tle nijakie. W tym świetle ruch PSL jest całkowicie zrozumiały. Ludowcy próbują pokazać, że wcale nie są opozycją, lecz umiarkowanym centrum pomiędzy radykalnym PiS a totalną opozycją. Ich problemem jest to, że identyczny plan ma Szymon Hołownia, który podkreśla: nie jestem opozycją, jestem propozycją.