Michał Szułdrzyński: Ciężkie brzemię opozycyjności

Opozycja znalazła się w sytuacji, w której interesy poszczególnych jej członków są inne niż obozu antyrządowego jako całości. To dlatego PSL stawia pod znakiem zapytania dalsze istnienie antypisowskiej większości w Senacie.

Aktualizacja: 05.12.2020 06:38 Publikacja: 03.12.2020 19:22

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i przewodniczący PO Borys Budka

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i przewodniczący PO Borys Budka

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

W interesie całej opozycji jest wygranie wyborów i odsunięcie PiS od władzy. Osiągnięcie tego celu wymaga współpracy pomiędzy partiami. Ale zbyt bliska współpraca dla poszczególnych ugrupowań może okazać się zabójcza.

Przed takim dylematem stanęło Polskie Stronnictwo Ludowe. Ogłosiło, że ma dosyć dotychczasowej formuły działania większości, jaką opozycja ma w izbie wyższej parlamentu. A większość ta zależy od trzech senatorów PSL. Z punktu widzenia interesu całej opozycji działanie ludowców jest szkodliwe. Ale dla PSL może być jedyną nadzieją.

Dlaczego? Przypomnijmy sondaż Ipsos dla OKO.press, który pokazuje, że zdaniem 62 proc. ankietowanych opozycja nie jest gotowa, by dobrze rządzić. Co ciekawe, jest o tym przekonany nawet jej własny elektorat. Po części wynika to z pisowskiej propagandy obrzydzającej Polakom opozycję, ale po części z tego, że ona sama przeżywa poważny kryzys.

Jednym z jego powodów jest pojawienie się nowego gracza: Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Dla PiS to wymarzony konkurent, bo jest radykalnie lewicowy i posługuje się wulgarnym językiem nie do zaakceptowania dla wielu osób. To stawia umiarkowanych wyborców przed alternatywą – albo radykalne liderki OSK, albo dobrze znany Jarosław Kaczyński. Psychologia mówi, że wolimy zło, które znamy, niż to, które jest nam obce.

Dla partii antyrządowych OSK stanowi problem. Platforma Obywatelska jest w pułapce, bo z jednej strony po cichu wspiera Strajk, ale z drugiej nie chce popierać aż tak lewicowej agendy. Partie lewicowe na działaniach OSK wcale nie zyskują, bo wydają się na jego tle nijakie. W tym świetle ruch PSL jest całkowicie zrozumiały. Ludowcy próbują pokazać, że wcale nie są opozycją, lecz umiarkowanym centrum pomiędzy radykalnym PiS a totalną opozycją. Ich problemem jest to, że identyczny plan ma Szymon Hołownia, który podkreśla: nie jestem opozycją, jestem propozycją.

Paradoks polega na tym, że choć obóz władzy słabnie i w ostatnich tygodniach utracił mniej więcej ćwierć swego elektoratu, „opozycyjność" zaczyna być dla antyrządowych ugrupowań balastem. Stąd wyścig o to, kto się od tego miana najszybciej uwolni. Tyle, że wygląda to coraz bardziej jak kwadratura koła.

W interesie całej opozycji jest wygranie wyborów i odsunięcie PiS od władzy. Osiągnięcie tego celu wymaga współpracy pomiędzy partiami. Ale zbyt bliska współpraca dla poszczególnych ugrupowań może okazać się zabójcza.

Przed takim dylematem stanęło Polskie Stronnictwo Ludowe. Ogłosiło, że ma dosyć dotychczasowej formuły działania większości, jaką opozycja ma w izbie wyższej parlamentu. A większość ta zależy od trzech senatorów PSL. Z punktu widzenia interesu całej opozycji działanie ludowców jest szkodliwe. Ale dla PSL może być jedyną nadzieją.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki. Niby nie PiS, ale PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Trzaskowski i Nawrocki to tak naprawdę awatary Tuska i Kaczyńskiego
Komentarze
Michał Kolanko: Trzaskowski wygrywa z Sikorskim. Ale dla prezydenta Warszawy łatwo już było
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy prawybory w KO umocniły Rafała Trzaskowskiego?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie