Polska nie jest zieloną wyspą na ocenie koronawirusowej infekcji. Kwestią czasu, jak przyznawał Łukasz Szumowski minister zdrowia, było wykrycie wirusa w Polsce. Pierwszy zarażony już jest i pewnie wkrótce usłyszymy o kolejnych. Jak koronawirus wpłynie na kampanię prezydencką? Bo to, że wpłynie jest oczywiste.
Czy wybory prezydenckie zostaną przesunięte, a kampania ograniczona – to kwestia otwarta, tym bardziej, gdy odwoływane są kolejne imprezy masowe. Wszystko zależy od tego, jak państwo będzie reagowało na sytuację kryzysową. A z tym są problemy.
Mimo że koronawirus atakował kolejne państwa, media prywatne szczegółowo opisywały sytuację, rządzący w Polsce bagatelizowali temat i nie przeprowadzali akcji informacyjnej. Dopiero w ostatnich dniach władza aktywne działa. Wcześniej państwo zawiodło. Zabrakło szerokiej akcji informacyjnej o tym, gdzie nie należy się wybierać w podróż, jak chronić się przed wirusem, jak rozpoznawać pierwsze objawy. Polacy wpadli w popłoch i zaczęli masowo wykupywać leki i maseczki w aptekach, które przed koronawirusem nie chronią, oraz robić zapasy żywieniowe na wypadek epidemii. Temat koronawirusa od tygodni wypiera wszystkie inne, czego rządzący starali się nie dostrzegać, zapewniając społeczeństwo o bezpieczeństwie Polski i przygotowaniu na epidemię. Kiedy opozycja i Senat chciały informacji od rządu o stanie przygotowań, rządzący zbywali prośby. Dopiero na żądanie prezydenta marszałek Sejmu zwołała nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, podczas którego również Andrzej Duda dowiedział się szczegółowo o sytuacji. Przygotowano nawet specjalną specustawę, która według części prawników, np. prof. Ewy Łętowskiej, narusza konstytucję, mimo że w połowie lutego opozycja złożyła w Sejmie projekt mający dostosować obowiązujące prawo do nowego zagrożenia. Ustawą opozycji PiS nie chciało się wtedy zająć.
– Wszystko wskazuje na to, że sytuacja jest dość dobra, zakażony mężczyzna wrócił z Niemiec sam, nie podróżował autokarem ani większą, zorganizowaną grupą; zadziałały też wszystkie procedury – poinformował szef KPRM Michał Dworczyk w dniu, w którym wykryto pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. W tym samym czasie okazało się, że mężczyzna nie przyjechał sam i wrócił jednak autokarem z Niemiec. Kiedy minister zdrowia tonował nastroje, minister Dworczyk nie odradzał robienia zakupów na zapas. Kiedy premier Morawiecki zapewnia, że Polska ma najlepsze procedury, lekarze wyrażają publicznie obawy przed tym, co może nas czekać podczas epidemii, i podają w wątpliwość przygotowanie służby zdrowia, która jest w kryzysie.
Problemem jest nie tylko histeria niedoinformowanego społeczeństwa, ale deficyt personelu w szpitalach i ośrodkach zdrowia. O złej sytuacji w ochronie zdrowia od miesięcy alarmuje opozycja, co przez rządzących było ignorowane. Jak podaje Naczelna Izba Lekarska, na 1000 specjalistów od chorób zakaźnych, 30 proc. stanowią lekarze w wieku emerytalnym, którzy są w największej grupie zagrożenia zarażeniem wirusem. Liczba oddziałów zakaźnych spadała w ostatnich latach z 119 do 79, nie były one w gotowości epidemiologicznej. Głośny jest przypadek 11-latka i jego mamy, którzy spędzili dwie doby w izolatce szpitala Biegańskiego i nie mogli wyjść, bo - jak usłyszeli – brakowało odczynników do testów na koronawirusa. Rodzi się pytanie, czy tego typu przypadków będzie więcej? Czy państwo polskie jest gotowe na walkę z koronowirusem? PiS mówi, że tak, a lekarze i samorządy zarzucają rządowi brak wsparcia. Opozycja składa interpelacje do ministra zdrowia z pytaniem, czy i jak rząd jest przygotowany na epidemię i czy szpitale uzyskały odpowiednie wsparcie, by walczyć z rozprzestrzeniającą się chorobą.