[b] Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/10/02/aspersja-jezykiem/]blog.rp.pl/rybinski[/link][/b]
Ludzkość wiedziała o tym zawsze. Poczynając od szamanów w czasach przedbiblijnych, przez ateńskie zgromadzenie kupców i marynarzy, które skazało Sokratesa na wypicie trucizny za niepoprawne tłumaczenie młodzieży pojęć demokracji, przez inkwizycję aż po rewolucję francuską. Największym wynalazkiem tej rewolucji była zmiana znaczenia słów potocznych. Trybunał, wydając taśmowo wyroki śmierci, nazywał się Komisją Dobroczynności, ucięcie głowy na gilotynie określano jako "wyłączenie z publicznej dobroczynności".
To wynalazek, który zrobił karierę. Dziś mało kto już pamięta, że ministerstwo Goebbelsa, w podręcznikach określane mianem ministerstwa propagandy i służące masowemu ogłupianiu, nazywało się oficjalnie Ministerstwem Oświecenia Narodowego.
Józef Stalin został Wielkim Językoznawcą, ponieważ odkrył, że język nie należy ani do (w marksistowskim sensie) bazy, ani do nadbudowy, natomiast może oba te byty dowolnie kształtować. Wystarczy zmienić słownik, usuwając niektóre słowa albo nadając im nowe znaczenie. Jest to najprostszy i także najtańszy ekonomicznie sposób zmieniania świata. Łatwiej jest zmienić opis świata niż świat realny. Kapłani dzisiejszej poprawności politycznej, kasta manipulatorów językiem, to dobrzy uczniowie i Stalina, i Goebbelsa.
Poprawność polityczna likwiduje logiczną podstawę myślenia, rozróżnienie między dobrem i złem, wprowadzając na jej miejsce dystynkcję między słusznością i brakiem słuszności. Obficie korzystają z tego wynalazku politycy, nawet niebędący zwolennikami takiego potocznego stosowania poprawności jak wypieranie gejem pedała.