Białoruś nie pamięta, kiedy ostatni raz na ulicach Mińska pojawiły się armatki wodne a w powietrzu zaczęły latać gumowe kule. A białoruskie miasta nie pamiętają takich protestów, jakie wybuchły tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Ludzie nie uwierzyli danym rządowego (innych na Białorusi brak) badania exit poll, które wskazywało, że urzędujący prezydent po raz szósty zwyciężył w wyborach, z niemal 80-procentowym poparciem. Dziesiątki, a może i setki tysięcy demonstrantów wyszły na ulice ponad 30 miast (tak wynika z danych MSW), wykrzykując jedno proste hasło – „odejdź”. Urzędujący od ponad ćwierćwiecza prezydent rzucił na nich wojska wewnętrzne, MSW, a nawet zmobilizował dzielnicowych i funkcjonariuszy drogówki.
Prezydent wyłączył w kraju internet i zablokował wszystkie niezależne media. Ale ludzie wychodzili ze swoich domów i zmierzali w kierunku centrum miast. Z oficjalnych danych wynika, że w całym kraju zatrzymano ponad 3 tys. osób, w aresztach zabrakło miejsc dla zatrzymywanych, więc - jak wynika z doniesień niezależnych mediów - ludzi zamykano w garażach. Trudno nawet wyobrazić czym dla Aleksandra Łukaszenki skończyłaby się dzisiejsza noc, gdyby ludzie się nie rozeszli, w wielu miastach tłum mógł bez problemu zacząć wkraczać do budynków rządowych (tak jak było na Ukrainie w 2014 roku), ale tego nie zrobił. A miejscami, jak było w Kobryniu, funkcjonariusze OMON-u stawiali tarcze na ziemi, a ludzie skandowali „dziękujemy”. Białorusini chcieli pokojowych zmian, ale Łukaszenko nie dał im takiej szansy. Obrońcy praw człowieka poinformowali już, że jeden z uczestników protestów nie żyje.
Główna rywalka Łukaszenki, Swiatłana Cichanouska, nie uznaje wyników wyborów. Opozycjonistka apeluje do władz i mundurowych, by nie używano przemocy. Z całego kraju spływają dane z lokali wyborczych, w których głosy policzono uczciwie - wszędzie wygrywa rywalka Łukaszenki, nawet za granicą. To ona jest dzisiaj głównym problemem prezydenta. Jeżeli zostanie aresztowana, to może spowodować nieprzewidywalną reakcję społeczeństwa. Jeżeli zostanie na wolności, może dotrzeć do centrum Mińska i rozpocznie się Majdan. Już pojawiają się doniesienia o strajkach w białoruskich przedsiębiorstwach, w poniedziałek nad ranem zapowiadały się kolejne protesty.
Kim są dzisiaj sojusznicy Łukaszenki? W poniedziałek nad ranem wybory uznały Chiny, Kazachstan i Rosja. Kraje, w których rządzą dyktatorzy i gdzie regularnie tłumi się protesty. Ale Białoruś nie leży w Azji, ludzie często podróżują do Polski i innych państw UE, widzą, że tuż po drugiej stronie granicy oddycha się swobodnie, głosy liczy się uczciwie, a prezydenci nie rządzą po sześć kadencji.
Białorusini przełamali strach, a to oznacza, że już zwyciężyli, już są wolni.