Znowu 1 września obchodzony w coraz mniejszym gronie tych, co pamiętają. Rok temu to była okrągła 80. rocznica. Pięciu posłów niemieckiego Bundestagu z pięciu partii, obu rządzących i trzech opozycyjnych, chciało z tamtej okazji ogłosić dobrą nowinę dla stosunków niemiecko-polskich. Czyli ponadpartyjną inicjatywę upamiętnienia w prestiżowym miejscu w Berlinie polskich ofiar, ofiar – to cytat z listu pięciu posłów – „prowadzonej przez Niemcy wojny wyniszczającej przeciwko Polsce oraz okupacji narodowosocjalistycznej". Dla ścisłości – z inicjatywy z góry wykluczono skrajnie prawicową Alternatywę dla Niemiec (AfD), której podejście do historii jest, delikatnie ujmując, kontrowersyjne.
Pojawia się pytanie, czy tylko w AfD są politycy uważający, że bicie się w piersi za Trzecią Rzeszę nie ma żadnego uzasadnienia. Pod listem pięciu posłów z pięciu ugrupowań podpisało się do tej pory, czyli tak naprawdę ponad rok po terminie, 261 deputowanych do Bundestagu. To zaledwie 36 proc. wszystkich, którzy tam zasiadają. Nawet odejmując posłów izolowanej AfD, to nadal tylko 42 proc. posłów z ugrupowań głównego nurtu.
W piątce jest sekretarz generalny rządzącej CDU Paul Ziemiak, jest też szef niemiecko-polskiej grupy parlamentarnej Manuel Sarrazin – polityk Zielonych, partii wyczulonej na takie sprawy jak rozliczenia za zbrodnie. Nie udało im się przekonać odpowiedniej grupy kolegów do tego, by ogłosić, że Niemcy naprawdę chcą postawić – użyjmy potocznej nazwy – polski pomnik. Pomnik polskich ofiar w sercu swojej stolicy.
W Niemczech wiedza o szczególnym charakterze zbrodni niemieckiej wobec polskiego państwa i narodu jest skromna, a w każdym razie – jak zauważyli inicjatorzy upamiętnienia – niewystarczająca. Pomnik mógłby to zmienić. Ale go nie będzie.
Bo Niemcy uważają, że już się pojednali z Polakami. Uważa tak większość ich politycznych wybrańców. Wrażliwość drugiej strony ich nie interesuje. Nie mówiąc o wiedzy przyszłych niemieckich pokoleń. Widzimy teraz, że Niemcy błędnie interpretują słowa polskich biskupów sprzed przeszło półwiecza: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie". Te słowa mają sens religijny, w dzisiejszej oderwanej od duchowości polityce są najwyraźniej rozumiane jako zrównanie ofiar z katami. Połączone z zakończeniem rozliczeń. Trochę jak w świecie sportowym (tym przedcovidowym) symbolizuje wymiana koszulek.