Jarosław Kaczyński stwierdził w piątek i sobotę, że jeśli PiS nie uda się powstrzymać powstania rządu Donalda Tuska, Polskę czeka anihilacja. Rząd koalicji zostanie „zaimplementowany” przez siły zewnętrzne. Zacznie rządzić partia niemiecka, przez którą Polska utraci nie tylko suwerenność, ale i samą państwowość. Polska stanie się terenem, gdzie co prawda będzie mieszkać polska ludność, lecz decyzje będzie tu podejmowała Unia Europejska, a właściwie Niemcy.
Polska zostanie zatruta, sterroryzowana przez mafie śmieciowe, zmieniające kraj w wielkie wysypisko. To wszystko ma być konsekwencją zmian traktatowych w UE, które mógłby zatrzymać PiS, ale Platforma im się podporządkuje.
Dlaczego Jarosław Kaczyński jeszcze bardziej radykalizuje przekaz po zakończeniu kampanii?
Czy wystąpienie prezesa PiS powinno nas dziwić? Czy już wcześniej nie mówił podobnych rzeczy? Owszem mówił. Ale wydawało się, że był to język kampanii wyborczej, a poszukiwanie pewnych radykalnych i maksymalnie polaryzujących tonów przed wyborami jest zrozumiałe. Nieusprawiedliwione, ale zrozumiałe.
Czytaj więcej
- Istnieją bardzo niepokojące sygnały, że zmierzamy w tym kierunku - powiedział europoseł Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Legutko, pytany o rzekome podobieństwa Unii Europejskiej do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Tymczasem Jarosław Kaczyński po wyborach ustawia swoją partię na totalnie kolizyjnym kursie z Unią Europejską i Niemcami. Bo z wystąpienia Kaczyńskiego wynika, że Unia jest dla Polski egzystencjalnym zagrożeniem, nie wolno z nią negocjować, trzeba za to walczyć.