Każdemu, kto we wtorek przeglądał wpisy ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry w serwisie X (niegdyś Twitterze), ukazał się dość szczególny oraz. Na szczycie jego tablicy znajdował się wyróżniony wpis z połowy lipca, ze zdjęciem Mariki, w którym Ziobro chwali się, że zgodził się na przerwę w odbywaniu kary trzech lat więzienia. We wpisie kłamliwie podaje, że dziewczyna siedziała za protest przeciwko „lewackiej ideologii”, choć wiemy z wyroku, że wraz z grupą innych osób próbowała dokonać rozboju na wychodzącej ze sklepu dziewczynie z tęczową torbą. I jakoś ani słowa, że jego bohaterka jest działaczką skrajnie prawicowych organizacji.
Dlaczego Zbigniew Ziobro atakuje Joannę z Krakowa?
Zaiste dziwna to logika i etyka. Działalność w skrajnie prawicowych organizacjach dla ministra sprawiedliwości nie jest ważna, choć dla sądu był to argument, że rozbój był motywowany ideologicznie. A równocześnie Ziobro uważa, że sympatie proaborcyjne czy pro LGBT to w przypadku pani Joanny z Krakowa okoliczność obciążająca.
Czytaj więcej
Pani lekarz-psychiatra, która znała swoją pacjentkę uznała, że jej stan w wysokim stopniu uprawdopodabnia, ze popełni samobójstwo - mówił w rozmowie z Polsat News minister sprawiedliwości i prokurator generalny, Zbigniew Ziobro.
Kolejny wpis to ten, w którym pisze „Herr Tusk” do lidera opozycji przy okazji „niemieckich śmieci”. A trzeci w kolejności ze zdjęciami z Instagrama pani Joanny z Krakowa, z komentarzem, że media ujawniające jej historię nie napisały, że jest to aktywistka proaborcyjna i LGBT. I kolejny atak na Tuska i stację TVN, która wyemitowała w zeszłym tygodniu reportaż pokazujący, jak brutalnie została potraktowana pani Joanna przez interweniującą w jej sprawie policję.
Dlaczego Zbigniew Ziobro broni przestępcy i uczestniczy w nagonce na ofiarę?
Podsumujmy: minister sprawiedliwości lituje się nad sprawcą przestępstwa, ignorując jej ofiarę. Równocześnie stygmatyzuje ofiarę brutalności policji, zupełnie jakby to, że miała nieprawomyślne poglądy, pozbawiało ją praw obywatelskich. Warto tu dodać, że przeciwko Joannie z Krakowa zaprzęgnięto cały aparat państwowy – policja ujawniła treść zgłoszenia na numer alarmowy, którego dokonała jej lekarka, obawiając się o życie pacjentki. Ale przybyła na miejsce policja zainteresowana była głównie znalezieniem dowodów na nielegalne przerwanie ciąży, a nie pomocą kobiecie, która znalazła się w kryzysowej sytuacji. Komendant policji zapewniał, że funkcjonariusze działali prawidłowo, choć ich działanie negatywnie ocenił sąd. A publiczna telewizja i posłowie PiS przypuścili atak, by podważyć jej wiarygodność.