Ziobro był pytany o sprawę Joanny z Krakowa.
Kobieta opowiedziała TVN-owi jak - po tym jak zażyła pigułkę wczesnoporonną, poczuła się gorzej i zadzwoniła do lekarza - stała się przedmiotem zainteresowania policji, która domagała się dostępu do jej telefonu i laptopa.
Czytaj więcej
- Poczułam, że nikt mnie nie chroni, że jestem w tej sytuacji zupełnie sama. Odarta z godności i upokorzona. Byłam przerażona - wspomina interwencję policji w szpitalu pani Joanna, która zażyła tabletkę poronną.
W pewnym momencie, w czasie gdy kobieta przebywała w placówce medycznej, dwie policjantki miały kazać jej rozebrać się do naga, robić przysiady i kaszleć (taką wersję zdarzeń przedstawiła kobieta). W związku m.in. z tą sytuacją Donald Tusk wezwał do organizacji 1 października w Warszawie "marszu miliona serc".
Komendant główny policji, gen. insp. Jarosław Szymczyk na czwartkowej konferencji prasowej przekonywał, że policjanci interweniowali, ponieważ otrzymali zgłoszenie od lekarki-psychiatry leczącej kobietę, która alarmowała, że jej pacjentka może popełnić samobójstwo. Na konferencji puszczono nagrania rozmów przeprowadzonych między lekarką zgłaszającą sprawę na numer 112 a dyżurnym komendy miejskiej policji w Krakowie.