Ponad dwa lata temu, 4 maja 2021 r., oznajmialiśmy niemal z entuzjazmem: „Posłowie głosami PiS i Lewicy zdecydowali o przyjęciu projektu ustawy w sprawie ratyfikacji Funduszu Odbudowy. Przeciw byli głównie posłowie Konfederacji, wstrzymały się KO i PSL”. Stanowisko polskich eurosceptyków było oczywiste, ale postawa Koalicji Obywatelskiej i PSL nie do końca zrozumiała. Z jednej strony opozycja zawsze ma święte prawo głosować przeciw rządzącym, z drugiej zaś KPO wydawał się sprawą ponad podziałami, pulą europejskich pieniędzy, której polska gospodarka łaknie jak kania dżdżu. Tłumaczenia liderów opozycji dla własnego elektoratu wydawały się jednak zrozumiałe: nie chcemy, by PiS wykorzystało środki z KPO na potrzeby kolejnej kampanii wyborczej.
Dziś, po dwóch sezonach politycznych, wiemy już, że tak się nie stało i nie stanie. I to nie dlatego, że opozycja w sprawie projektów ustaw związanych z kamieniami milowymi KPO pozostawała konsekwentna. Środków z funduszy europejskich nie będzie ze względu na chaos i brak porozumienia w obozie rządzących. Swoją drogą, jak to się nazywa, panie prezesie Kaczyński, kiedy mimo oczywistego interesu państwa, a nawet determinacji obozu rządzącego, przez ponad dwa lata nie udaje się przepchnąć niezbędnych regulacji prawnych? Może pan to nazywać antypolską obsesją Brukseli, niemieckim spiskiem czy zdradą politycznych przeciwników, ale nic, absolutnie nic nie zmieni oczywistej prawdy, że to klasyczny przykład politycznego imposybilizmu (znajomy termin, nieprawdaż?).
Czytaj więcej
Sprawdzić Ziobrę, odblokować KPO i „taktycznie” zmienić temat politycznej dyskusji – to trzy cele nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
W których momentach prezes PiS poniósł porażkę? Pierwszy raz wtedy, kiedy nie zapanował nad jasną narracją o KPO w ramach swojej formacji. W kręgach prawicy jedni mówili, że środki są potrzebne, inni – że świetnie sobie bez nich poradzimy. To ośmieliło Zbigniewa Ziobrę do systematycznego grania przeciw PiS. Najpierw przeforsował „twórcze” poprawki do prezydenckiej nowelizacji ustawy o SN, potem zaczął już konsekwentnie grać swoimi kartami. Równocześnie prezes PiS popełnił kilka kolejnych błędów, z czego najważniejszym było zlekceważenie prezydenta przy kolejnej próbie ustawowego rozwiązania problemów z SN.
Projekt umowy oddającej sprawy dyscyplinarne sędziów sądownictwu administracyjnemu nie został uzgodniony z Andrzejem Dudą, który z całą świadomością konsekwencji przekazał uchwaloną już ustawę Trybunałowi Konstytucyjnemu Julii Przyłębskiej. Czyżby prezes nie wiedział, że Duda w połowie ostatniej kadencji nie jest już posłusznym instrumentem prawicy? Zapewne wiedział, ale albo nie docenił poziomu konfliktu w TK, albo jego gra o KPO jest tylko pozorna. Dlaczego? O tym na koniec.