Stefan Szczepłek: Nokaut w Pradze

Nie przypominam sobie, abyśmy kiedykolwiek w meczu reprezentacji stracili bramki tak szybko jak z Czechami, w dodatku po kompromitujących błędach. Dobrze przynajmniej, że Polacy walczyli do końca, bo wynik 1:3 wygląda lepiej niż 0:3.

Publikacja: 24.03.2023 23:42

Stefan Szczepłek: Nokaut w Pradze

Foto: PAP/Leszek Szymański

Fernando Santos dowiedział się po tym meczu o polskich piłkarzach znacznie więcej, niż po trzech treningach. Dobierając pierwszą jedenastkę kierował się skromną wiedzą i polegał na podpowiedziach.

Być może ktoś mu zwrócił uwagę, że wśród wielu zdolnych zawodników jest Michał Karbownik z Fortuny Duesseldorf. Santos dał wiarę i spróbował. Chyba więcej tego błędu nie popełni.

Czytaj więcej

Czechy - Polska 3:1. Wstyd! Polacy bez szans w Pradze

Cała linia obrony była improwizacją. Kamil Glik leczy kontuzję, Jana Bednarka lekarze ledwo postawili na nogi, Jakub Kiwior gra w nowym klubie ogony. Do tego Matty Cash musiał zejść z boiska już w ósmej minucie. Wcześniej został bardzo łatwo ograny, a z tej akcji padł drugi gol.

Pomocników było pięciu, tyle że ze sobą nie współpracowali. Nic dziwnego, że w tej formacji Santos przeprowadził aż trzy zmiany. Kiedy na boisko weszli Karol Świderski (bardzo aktywny w drugiej linii i w ataku), Nicola Zalewski i Damian Szymański, gra się wyrównała. Szymański nie jest wirtuozem techniki, ale to on strzelił honorową bramkę.

Przegraliśmy z kilku powodów. Po pierwsze: Fernando Santos nie zna jeszcze zawodników. Kiedy pozna i zobaczy kto się nadaje, to może zdoła znaleźć tym graczom pozycje dla dobra drużyny. Po drugie: zawodnicy wyszli na boisko jak na trening i dali się zaskoczyć. Po trzecie: nie potrafili znaleźć odpowiedzi na agresywna grę Czechów. Po czwarte: napastnicy nie są w formie, Robert Lewandowski ma problem w Barcelonie, a Karol Świderski strzelił po raz ostatni bramkę dla reprezentacji we wrześniu.

Fernando Santos zaczął podobnie jak Leo Beenhakker. Jego reprezentacja najpierw przegrała 0:2 z Danią, potem 1:3 z Finlandią w Bydgoszczy i zremisowała z Serbią w Warszawie. Niektórzy dziennikarze, podpuszczani przez polskich trenerów już Holendra zwalniali. A on w piątym meczu poprowadził Polskę do zwycięstwa nad Portugalią, a potem do awansu na mistrzostwa Europy.

Nim zaczniemy zwalniać Santosa to dajmy mu popracować. 

Fernando Santos dowiedział się po tym meczu o polskich piłkarzach znacznie więcej, niż po trzech treningach. Dobierając pierwszą jedenastkę kierował się skromną wiedzą i polegał na podpowiedziach.

Być może ktoś mu zwrócił uwagę, że wśród wielu zdolnych zawodników jest Michał Karbownik z Fortuny Duesseldorf. Santos dał wiarę i spróbował. Chyba więcej tego błędu nie popełni.

Pozostało 83% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich