Jerzy Haszczyński: Majstrujemy przy czołgach, a tam giną ludzie

Jest logika okopów i jest logika politycznych gabinetów. I tylko czasem, na chwilę, udaje się je pogodzić.

Publikacja: 17.01.2023 03:00

Znicze i kwiaty na przystanku autobusowym przy bloku mieszkalnym, trafionym rosyjską rakietą w mieśc

Znicze i kwiaty na przystanku autobusowym przy bloku mieszkalnym, trafionym rosyjską rakietą w mieście Dniepr

Foto: EPA/OLEG PETRASYUK

1 marca zeszłego roku, kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, trochę zapomnianego już premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona zaskoczyła na konferencji prasowej w Warszawie ukraińska aktywistka. Zarzuciła mu, że boi się on pojechać do Kijowa, w którym bomby spadają na ukraińskie dzieci. A całe NATO nie chce walczyć w obronie Ukraińców, a nawet wprowadzić zakazu lotów nad ukraińskim niebem. Bo nie chce III wojny światowej.

Oczekiwania, by NATO wdało się w konflikt z mocarstwem atomowym, brzmiały szokująco chyba nawet dla największych przyjaciół zaatakowanej Ukrainy. Na dodatek było to tygodnie przed odkryciem rosyjskich zbrodni wojennych symbolizowanych przez Buczę. Potem nastawienie do tej wojny na Zachodzie się zmieniło, sam Johnson jeździł do Kijowa, a jego kraj stał się jednym z najważniejszych sojuszników Ukrainy także w sprawach dostaw broni.

Nie zmieniło się na pewno jedno: nikt na Zachodzie, w tym w Polsce, nie chce III wojny światowej. I to jest zrozumiałe. Niemożliwy wciąż jest zakaz lotów. Opinia publiczna jest jednak zazwyczaj bardziej niż politycy otwarta w sprawie dostaw broni dla Ukraińców. Także pod jej wpływem granica tego, co można Ukraińcom dać, się przesuwa. Dzieje się to bardzo powoli, mimo że po przekroczeniu każdego progu zmniejsza się lęk przed atomowym odwetem Putina. Po niemal roku wielkiej wojny doszliśmy do czołgów zachodniej produkcji. Rozważamy, ile ich dać, a Niemcy, czy w ogóle je dać i czy pozwolić innym, którzy mają niemieckie leopardy, by je dali.

Czytaj więcej

Po ataku na budynek w Dnieprze 25 osób pozostaje zaginionych

Po drugiej stronie jest logika okopów i pozbawionych ogrzewania, prądu, ścian ukraińskich domów: pozwólcie nam wygnać najeźdźców i pozbawić ich możliwości zrzucania nam na głowy rakiet. Jak najszybciej. Każdy dzień rozważań w gabinetach to nowi zabici – żołnierze i cywile. To kolejne półsieroty, kolejni ludzie z traumą na całe życie i kolejni podejmujący decyzję porzucenia swojego domu.

Logiki gabinetów i okopów mogą się pogodzić. Na przeszkodzie stoi jeszcze opór kanclerza Olafa Scholza, naciskanego przez Polskę, Francję, Wielką Brytanię i innych sojuszników oraz polityków niemieckich, także z jego własnego rządu. Ale trzeba sobie jednak jasno powiedzieć: mogą się pogodzić tylko na chwilę. Czołgów będzie za mało i nadjadą późno. A czołgi to nie wszystko, czego potrzeba.

1 marca zeszłego roku, kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, trochę zapomnianego już premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona zaskoczyła na konferencji prasowej w Warszawie ukraińska aktywistka. Zarzuciła mu, że boi się on pojechać do Kijowa, w którym bomby spadają na ukraińskie dzieci. A całe NATO nie chce walczyć w obronie Ukraińców, a nawet wprowadzić zakazu lotów nad ukraińskim niebem. Bo nie chce III wojny światowej.

Pozostało 83% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich