Dziś za rozwojem tej technologii nad Wisłą jest niemal dziewięciu na dziesięciu Polaków. Przeciw tylko co dziesiąty. Czyżbyśmy nagle stali się mądrzejsi? Albo zapomnieli o ostrożności? Bo przecież Czarnobyl czy Fukushima dowodzą, że atom nie zawsze jest bezpieczny.
Owszem, pamiętamy o tragedii w Czarnobylu. Tyle że ciężar tego wspomnienia dotyczy niedużej części Polaków. Młodzi kojarzą nazwę tego miasta głównie z głośnym serialem, czyli z fikcją. Inaczej z Fukushimą; echo tamtej awarii rozdmuchali lobbyści; pod ich presją ugięła się opinia publiczna Niemiec, domagając się zamknięcia bezpiecznych elektrowni nad Renem. Francja oparła się atakowi ekoterrorystów; dziś jest najstabilniejszym energetycznie krajem Europy.
Czytaj więcej
Nigdy w historii poparcie społeczne dla budowy elektrowni jądrowej w Polsce nie było tak wysokie – blisko 86 proc. jest „za”. Przekonujący okazał się dramatyczny wzrost cen energii i rosyjskie zagrożenie.
Polska od dekad była energetycznym skansenem. Nad Wisłą niemal do wczoraj dominował kult górniczego kilofa. Górnicze związki zawodowe szantażowały polityków, a ci pompowali w coraz mniej rentowne i coraz bardziej przestarzałe górnictwo miliardy. Na stopień naszego zapóźnienia wskazują podręczniki; pokojowe wykorzystanie atomu datuje się od lat 50. Za półtora roku minie siedem dekad od uruchomienia pierwszej elektrowni jądrowej w ZSRR. W końcu lat 50. posiadały je także Wielka Brytania i USA. Są relatywnie bezpieczne; w ciągu 70 lat doszło do ledwie czterech poważniejszych awarii.
Czyżbyśmy to wszystko wiedzieli? Chyba jednak nie. Podejrzewam, że za naszym wyborem stoi kieszeń. Uwierzyliśmy, że atom to solidne wsparcie energetyki odnawialnej. Ja też wierzę, zwłaszcza że społecznemu konsensusowi sekunduje współpraca parlamentarzystów wszystkich klubów, a za inwestycjami stoi prócz państwowego prywatny biznes. W ten sposób polska ścieżka do atomu sensownie się domyka. Choć biec będzie jeszcze przez wiele kadencji rządowych i parlamentarnych. Za konsensusem musi więc podążać cierpliwość. Czy jesteśmy tego świadomi?