Rusłan Szoszyn: Putin boi się prawdziwej wojny

Wygląda na to, że „operacja” jest dla Putina bezpieczniejsza niż „wojna”. Zawsze może po cichu mobilizować, podsuwać kontrakty młodym poborowym, a później wmawiać rodzicom zabitych żołnierzy, że ich syn zaginął bez śladu albo że trafił do niewoli. Za przebieg wojny jako zwierzchnik sił zbrojnych musiałby odpowiadać własną głową.

Publikacja: 09.05.2022 12:52

Przemówienie Władimira Putina na Placu Czerwonym

Przemówienie Władimira Putina na Placu Czerwonym

Foto: AFP

Lepszej okazji do oficjalnego wypowiedzenia wojny Ukrainie i ogłoszenia powszechnej mobilizacji w tym roku Władimir Putin już nie będzie miał. Spekulowano, że zrobi to podczas Dnia Zwycięstwa, głównego święta państwowego za czasów jego rządów. Propagandowo też wszystko by się gospodarzowi Kremla zgadzało, gdyż Ukraińców wyzywa od „faszystów” i „nazistów”. Więc prosto z Placu Czerwonego, jak w listopadzie 1941 roku zrobił to Stalin, mógł wysłać żołnierzy na front.

Spodziewano się nawet, że pójdzie jeszcze dalej i przeleci się tzw. samolotem dnia zagłady (Ił-80), który jest specjalnie przygotowany na wypadek wojny atomowej. W ten sposób miałby zademonstrować, że jest gotów na wszystko, nawet na koniec świata, aby tylko osiągnąć cele swojej agresji na Ukrainę. Musiałby jednak ogłosić stan wojenny, zamknąć granice dla uciekających z kraju rodaków, siłą zapędzić Rosjan do wojska i fabryk napędzających przemysł zbrojeniowy, przywrócić karę śmierci, budować więcej łagrów i tworzyć oddziały zaporowe, które będą strzelać w plecy cofającym się żołnierzom. Ale też rozpocząć wielkie polowanie na „zdrajców ojczyzny”, wsadzić za kraty połowę oligarchów i przetasować najwyższe szczeble władz cywilnych i wojskowych.

Putin na to się jednak nie odważył, nie był pewny reakcji własnego społeczeństwa. Do samolotu dnia zagłady nie wsiadł, z pokazu lotnictwa zrezygnował i nawet chmur, jak za lat poprzednich, nie rozpędził. A stojąc przed 11 tys. żołnierzy, próbował przekonać rodaków, że nie miał innego wyjścia, jak tylko rozpocząć „specjalną operację” wobec Ukrainy. Mówił o „historycznych ziemiach rosyjskich” i „obronie mieszkańców Donbasu”. – Za Rosję! Za zwycięstwo! – wykrzyczał na koniec.

Czytaj więcej

Putin: Niech horror wojny światowej się nie powtórzy

Ale z kim czy z czym chce zwyciężyć? Jak długo potrwa tzw. specjalna wojskowa operacja i jaki jest jej główny cel? Co czeka okupowane przez Rosję ziemie Ukrainy? Z kim walczy dzisiaj Rosja i kto jest jej głównym wrogiem? I w końcu, jak to wszystko zmieni życie odizolowanych od reszty świata Rosjan? Te pytania gospodarz Kremla pozostawił bez odpowiedzi.

Wygląda na to, że „operacja” jest dla Putina bezpieczniejsza niż „wojna”. Zawsze może po cichu mobilizować, podsuwać kontrakty młodym poborowym, wabić pieniędzmi najemników. A później wmawiać rodzicom zabitych żołnierzy, że ich syn zaginął bez śladu albo że trafił do niewoli. Z „operacji” Putin zawsze będzie mógł się wycofać, zatrzymać się na okupowanych terytoriach, podsunąć kolejne „porozumienia mińskie”, próbować znów omamiać Zachód i dążyć do kolejnych rozbiorów Ukrainy. Może też wyznaczyć winnych niepowodzenia takiej „operacji”, publicznie zlinczować i wsadzić kogoś do więzienia.

Putin do samolotu dnia zagłady nie wsiadł, z pokazu lotnictwa zrezygnował i nawet chmur, jak za lat poprzednich, nie rozpędził

Za przebieg wojny jako zwierzchnik sił zbrojnych musiałby odpowiadać własną głową. Wojna ma pewne zasady, których musiałby przestrzegać i przede wszystkim musiałaby zakończyć się kapitulacją jednej ze stron, rozejmem. Bo wojna ma to do siebie, że w niej zawsze ktoś przegrywa. I, co najważniejsze, porażki nie da się sprzedać jako zwycięstwa.

A co, jeżeli nie uda się przełamać oporu Ukraińców? Jeżeli Kijów, wspierany najnowszą zachodnią bronią, nie tylko utrzyma swoje pozycje, ale i przejdzie do ofensywy? A jak wróci nie tylko do Chersonia i Mariupola, ale też do Doniecka, Ługańska, Symferopola i Sewastopola? Bo patrząc na „postępy” rosyjskiej armii nad Dnieprem od początku agresji 24 lutego, takiego scenariusza nie można wykluczać.

Czy Putin zaatakuje Ukrainę bronią nuklearną? – Zrobi to, jeżeli będzie pewny, że nie zostanie zaatakowany przez żadne z nuklearnych mocarstw w odwecie – powiedział mi ostatnio jeden z moich rosyjskich rozmówców. W przeciwnym wypadku trudno uwierzyć w to, że człowiek, który w obawie przed zamachem usadza swoich rozmówców po drugiej stronie sześciometrowego stołu, poświęci swoje życie, wciskając atomowy guzik.

Lepszej okazji do oficjalnego wypowiedzenia wojny Ukrainie i ogłoszenia powszechnej mobilizacji w tym roku Władimir Putin już nie będzie miał. Spekulowano, że zrobi to podczas Dnia Zwycięstwa, głównego święta państwowego za czasów jego rządów. Propagandowo też wszystko by się gospodarzowi Kremla zgadzało, gdyż Ukraińców wyzywa od „faszystów” i „nazistów”. Więc prosto z Placu Czerwonego, jak w listopadzie 1941 roku zrobił to Stalin, mógł wysłać żołnierzy na front.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Jacek Sutryk w rękach CBA to problemy dla KO, ale i dla narracji PiS
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Radosław Sikorski nie zostanie kandydatem KO na prezydenta
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy dobrze rozumieją wiejący dziś wiatr historii
Komentarze
Michał Kolanko: Jak Szymon Hołownia psuje szyki Platformie
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Antyrepublikańska szarża premiera Donalda Tuska może Polskę drogo kosztować
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje