Jędrzej Bielecki: Unia przeżyłaby polexit, ale nie frexit

Zachód jakoś przetrwał pierwszą falę populizmu. Ale czy przetrwa, jeśli zwycięzcą wyborów prezydenckich we Francji okaże się Marine Le Pen? Są przynajmniej trzy powody, które każą w to wątpić.

Publikacja: 10.04.2022 19:30

Jędrzej Bielecki: Unia przeżyłaby polexit, ale nie frexit

Foto: PA/CAROLINE BLUMBERG

Zwycięstwo Emmanuela Macrona w 2017 r. było źródłem nadziei dla zachodniego świata, w który właśnie uderzyła pierwsza fala populizmu. Kilka miesięcy wcześniej uwiedzeni kłamstwami Borisa Johnsona Brytyjczycy zagłosowali za wyprowadzeniem kraju z Unii Europejskiej. Amerykanie powierzyli los państwa w ręce nieprzewidywalnego Donalda Trumpa. A Polacy zaczynali się przyzwyczajać do permanentnego konfliktu z Brukselą, który od tej pory będzie im fundowała ekipa PiS.

Ta ofensywa przeciw liberalnej demokracji stopniowo znajdywała naśladowców i poza naszym kontynentem, w tym w Brazylii Jaira Bolsonaro. Bardzo też osłabiła więzi transatlantyckie. Nie da się niestety wykluczyć, że Trump, który na poważnie rozważał wyprowadzenie Ameryki z NATO, wróci do Białego Domu. Mimo wszystko Zachód tę ciężką próbę jakoś przetrwał. Ale czy przetrwa, jeśli zwycięzcą wyborów prezydenckich we Francji, których pierwsza tura odbyła się w niedzielę, okaże się Marine Le Pen?

Czytaj więcej

W powojennej Francji liberalna demokracja nigdy nie była tak zagrożona

Są przynajmniej trzy powody, dlaczego może nie przetrwać. Unia Europejska przeżyła brexit, przeżyłaby i wyjście Polski czy Hiszpanii. Ale frexit oznaczałby jej koniec, bo została ona zbudowana na pojednaniu dwóch największych krajów europejskich: Francji i Niemiec. Co prawda Le Pen, której nie można odmówić sprytu, walcząc o władzę, nie mówi jasno o wyprowadzeniu kraju ze Wspólnoty. Ale lansuje szereg postulatów do tego prowadzących, jak „preferencja narodowa” przy zatrudnianiu czy zakupie towarów, co oznaczałoby śmierć jednolitego rynku, fundamentu Unii i sukcesu gospodarczego Polski.

Poza tym wybory we Francji rozgrywają się w chwili, gdy trwa najpoważniejszy konflikt w Europie od II wojny światowej. Porażka Macrona nie tylko oznaczałaby koniec nowych sankcji nakładanych przez Brukselę na Rosję, ale też zachęciłaby Putina do ofensywy wykraczającej poza Ukrainę. Lepszego momentu niż paraliż Francji by na to nie znalazł.

Wreszcie zwycięstwo Le Pen byłoby bezprecedensowym ciosem w wartości, z jakich składa się Zachód. Wielka Rewolucja Francuska 1789 r. sprawiła, że – obok Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – to Francja niesie uniwersalne przesłanie praw człowieka i demokracji. Gdyby nawet i tu wolność, równość, braterstwo stanęły pod znakiem zapytania, co jeszcze miałoby powstrzymać autorytarne i skorumpowane reżimy Chin i Rosji do rozwinięcia swoich porządków, gdzie to tylko możliwe?

Zwycięstwo Emmanuela Macrona w 2017 r. było źródłem nadziei dla zachodniego świata, w który właśnie uderzyła pierwsza fala populizmu. Kilka miesięcy wcześniej uwiedzeni kłamstwami Borisa Johnsona Brytyjczycy zagłosowali za wyprowadzeniem kraju z Unii Europejskiej. Amerykanie powierzyli los państwa w ręce nieprzewidywalnego Donalda Trumpa. A Polacy zaczynali się przyzwyczajać do permanentnego konfliktu z Brukselą, który od tej pory będzie im fundowała ekipa PiS.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich