Po pierwsze bowiem, bez większego rozgłosu, właśnie pogrzebany został "Polski Ład". Jego idea była początkowo dość prosta: zbierzmy z rynku więcej pieniędzy w postaci składki zdrowotnej. Po pandemii trudno będzie krytykować wzrost nakładów na opiekę zdrowotną. Równocześnie jednak wpleciono komponenty solidaryzmu społecznego (podwyższenie kwoty wolnej), które miały sprawić, że bogatsi zapłacą więcej, a najbiedniejsi nie stracą, albo wręcz zyskają. Okazało się jednak dość szybko, że stracić mogły znacznie większe grupy społeczne, niż początkowo zakładano. Więc wprowadzono tzw. ulgę dla klasy średniej, która miała rekompensować wzrost składek. Z każdym kolejnym pomysłem system stawał się coraz bardziej skomplikowany. Nie wycofano się ze zmian, mimo że już jesienią 2021 roku było wiadomo, że zaczęła ruszać z kopyta inflacja. Po wejściu w życie "Polskiego Ładu" w styczniu tego roku, wyszła na jaw jednocześnie wielka ilość niedoróbek i zbytnie złożoność nowego systemu. Decyzja o obniżeniu pierwszej stawki podatkowej i likwidacji ulgi dla klasy średniej ma więc system radykalnie uprościć. Ale zarazem PiS przyznaje rację tym wszystkim krytykom, którzy ostrzegali przed zbyt pośpiesznym wprowadzaniem największej od trzech dekad reformy podatkowej. I PiS właśnie przyznaje się do błędu. Co więcej, 12-procentowa stawka PIT może być sygnałem, że rząd obawia się, iż inflacja zuboży społeczeństwo, chce więc od połowy roku obniżyć płacone przez obywateli podatki.
Czytaj więcej
Rząd pokazał przygotowany z mozołem projekt naprawy tzw. Polskiego Ładu. Wycofuje się z części jego rozwiązań, naprawia część błędów, ale w nie rozwiązuje problemów systemowych. Mało tego, jeszcze je piętrzy.
Na szczęście dla Mateusza Morawieckiego wojna odwróciła uwagę od "Polskiego Ładu" i premier miał czas na to, by przygotować zmiany w ustawie, którą firmował swym nazwiskiem. Reforma podatkowa miała stać się wehikułem wyborczym PiS, a stała się na początku roku obciążeniem. Załatwiając więc tę sprawę, premier w pewnym sensie zeruje swój licznik, pozbywa się problemu, który jego przeciwnicy rozgrywali wewnątrz przeciwko niemu.
Pogłoski o politycznym końcu Mateusza Morawieckiego okazały się mocno przesadzone
W tym kontekście należy też czytać ogłoszenie dymisji ministra rozwoju Piotra Nowaka, wokół którego przeciwnicy Morawieckiego budowali atmosferę obiecującego polityka, mogącego być może nawet zastąpić obecnego premiera na stanowisku szefa rządu. Ewidentny błąd polityczny, który popełnił Nowak ogłaszając sukces w negocjacjach z KE w sprawie odblokowania Krajowego Planu Obudowy, choć sprawa nie jest jeszcze w 100 proc domknięta, został wykorzystany przez premiera. Ale nie byłoby tej dymisji bez zgody prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To zaś sygnał, że prezes PiS poważnie traktuje kwestię odmrożenia KPO i zgodził się na surową karę za falstart, który może skomplikować negocjacje z KE. To też sygnał, że Kaczyński znów daje większe pole manewru Morawieckiemu, który ewidentnie buduje się politycznie na wojnie na wschodzie – w tym sensie, że to premier spotyka się z innymi przywódcami, jeździ po świecie, spotyka się z ważnymi ludźmi, zgłasza propozycje nowych sankcji na Rosję i pomocy Ukrainie. To wreszcie prognostyk, co do losów ustaw likwidujących Izbę Dyscyplinarną, których przyjęcie ma zakończyć pewien etap sporów z UE o KPO.