Serce rośnie, gdy się widzi te wszystkie obrazki dokumentujące ogrom pomocy, jaki Polacy okazują Ukraińcom szukającym schronienia przed wojną w naszym kraju. Chętni z całego kraju angażują się w przeróżne formy wsparcia, udostępniają lokale, uczestniczą w zbiórkach, przewożą dary na granicę, a w drodze powrotnej zabierają przybyszów z Ukrainy w głąb kraju. Można naprawdę czuć dumę z tego, że się jest Polakiem w tych dniach. I chyba Polacy się sami sobie teraz bardzo podobają, przeglądając się w programach informacyjnych, czytając i widząc jak wdzięczni są Ukraińcy, jak z wielkim uznaniem cały świat odbiera nasze zachowanie, jak nagle zmienił się ton materiałów w zagranicznych mediach, chwalących zwykłych Polaków, ale też i władze za wzorową postawę moralną w obliczu konfliktu na Wschodzie.
Nie chcę psuć tej wyjątkowej atmosfery narzekaniami, ale może warto już dziś mieć w tyle głowy kilka wniosków płynących z tej sytuacji, co pozwoli nam później uniknąć przykrych rozczarowań.
Bo pamiętam dokładnie dwa lata temu niesamowitą solidarność społeczną na początku pandemii, wielką solidarność z lekarzami i pielęgniarkami, darmowe posiłki dla personelu medycznego, które przywozili restauratorzy ale też i zwykli ludzie. W pandemię weszliśmy niezwykle, budująco zjednoczeni, wychodzimy z niej (obyśmy jak najszybciej wszyli) niesamowicie podzieleni. Spory o restrykcje, czy o szczepienia podzieliły polskie rodziny i społeczeństwo chyba bardziej niż polityka, jeśli to w ogóle jest możliwe. Warto więc i dziś zastanowić się, co się stanie, gdy uniesienie minie, gdy wojna będzie trwała, a problemy związane z obecnością uchodźców w naszym kraju będą rosnąć – bo to przecież zupełnie naturalne, że pojawi się zmęczenie, irytacja, dojdzie do jakichś konfliktów. Jak nie dać się skłócić w tej sytuacji? Jak nie dać się podzielić? To będzie wyzwanie dla wszystkich – dla mediów, dla polityków, dla samorządów. Bo entuzjazm może opaść, a pomagać będziemy mieli obowiązek dalej, bo przyjmując uchodźców bierzemy na siebie zobowiązanie wobec nich.
Po drugie warto docenić to, że dziś stosunek do uchodźców z Ukrainy nie ma zabarwienia politycznego. A wcześniej kwestia uchodźców bardzo dzieliła. Na szczęście dziś nikt nie stara się tłumaczyć, że pomagać to trzeba na miejscu, a nie przyjmować uchodźców do siebie. Że nikt nie stara się używać pojęć teologicznych takich jak ordo caritatis do tłumaczenia, że troszczyć się trzeba przede wszystkim o rodzinę, sąsiedztwo, rodaków, a nie przybyszy z zagranicy. Na szczęście tamta niechęć do uchodźców, podsycana przez niektóre środowiska na razie przyblakła. Ale ziarno niechęci raz zasiane, może wykiełkować, szczególnie, gdy pojawią się w społeczeństwie jakieś napięcia na tym tle.