Zaczęło się od iluzji. Wiary, że dostępna wreszcie szczepionka szybko odeśle widmo pandemii w niebyt, zakończy lockdown i pozwoli wrócić do normalności. Nie braliśmy pod uwagę statystyki. Wielkich liczb, bo o nich mowa. W Polsce – zakładając zgodę większości populacji – trzeba zaszczepić 31 mln ludzi, i to dwukrotnie. Daje to razem ponad 60 mln indywidualnych szczepień. Odpowiedzialny za tę operację min. Michał Dworczyk zapewnił ostatnio, że nasza wydolność – ze względu na dostawy szczepionek – w połowie pierwszego kwartału osiągnie poziom ok. 1,2 mln osób miesięcznie.
Teoretycznie – twierdzi Dworczyk – jesteśmy w stanie szczepić 4 mln, tyle że o takich dostawach możemy dziś jedynie pomarzyć. Na ile możemy liczyć do końca roku? Nikt tak naprawdę nie wie. Załóżmy, że zarówno polskie państwo, jak i dostawcy się sprawdzą i da się utrzymać poziom szczepień w liczbie 2 mln miesięcznie. Co to oznacza? Że finał całej operacji – przy procedurze podwójnego szczepienia – to w najlepszym przypadku późna wiosna 2022 r. Jeśli jednak partnerzy nie dotrzymają terminów dostaw lub pojawi się proceduralny chaos, operacja szczepionkowa może znacznie się wydłużyć.
Po co te liczby? Żeby pokazać, że przed polską polityką i gospodarką w pandemii jeszcze długa droga. Jeśli lockdown i rygorystyczny poziom obostrzeń mielibyśmy utrzymać do osiągnięcia progu 70 proc. wyszczepień (odporność stadna), to nikt tego nie wytrzyma. Prędzej czy później dojdzie do eksplozji społecznej, przy której „Góralskie weto" i akcja #otwieraMy będą jak kaszka z mleczkiem. Zbuntuje się biznes i zwykli ludzie, którzy w imię bezpieczeństwa publicznego potrafili wytrzymać kilka miesięcy czy cały rok. Ale kolejnego roku nie wytrzymają. Zwłaszcza gdy są świadomi absurdalności części ograniczeń.
Jaki z tego wniosek? Po pierwsze, nie obejdzie się bez uwolnienia gospodarki. I lepiej, by szybko zabrało się za to państwo (poluzowanie po zaszczepieniu 80-latków, zmniejszenie do minimum po zaszczepieniu 70-latków), bo inaczej administracja będzie musiała się dostosować do wymuszeń.
Po drugie – polityka. PiS – jak wiadomo – uwielbia szantażować, dzielić i grać na nastrojach (vide Starachowice). Jeśli nie zmieni metody, to tak rozhuśta wspólny statek, że fala społecznych emocji niechybnie zmiecie aktualnie rządzących z pokładu. Czyżby na Nowogrodzkiej już się z tym liczyli i stąd uprzywilejowane miejsce dla mundurowych i prokuratorów na listach szczepień? Skoro wie już Nowogrodzka, to może warto, by zrozumiała to także opozycja i poczyniła przygotowania na wypadek nieprzewidzianego kryzysu? Nie życzę go Polsce, bo gwałtowna polityczna konfrontacja w szczycie walki z Covid-19 może być kryterium niezwykle dramatycznym.