Szczepłek: Godny finał świetnego turnieju

Włochy mistrzem Europy. To był wspaniały mecz, pokazujący całe piękno i dramaturgię piłki nożnej.

Aktualizacja: 12.07.2021 06:00 Publikacja: 12.07.2021 00:46

Szczepłek: Godny finał świetnego turnieju

Foto: AFP

Anglia pierwszy raz od roku 1966 dotarła do finału wielkiej imprezy i jej kibice liczyli na to, że go wygra. Miała za sobą nowy, ale równie magiczny jak ten historyczny stadion Wembley i coś, na co mogli liczyć tylko najwięksi optymiści: strzeliła bramkę już w drugiej minucie.

Mecz nie mógł zacząć się dla Anglii lepiej. Włosi nie przegrali 33 spotkań z rzędu, tracą bardzo mało bramek, a jeszcze rzadziej nie zaczynają gry od straty. I pierwszy raz na tym turnieju znaleźli się w tak trudnej sytuacji.

Bardzo długo nie dawali sobie z tym rady. W pierwszej połowie Anglicy grali świetnie. Harry Kane pokazywał, że jest kapitanem na każdym metrze kwadratowym boiska. Giorgio Chiellini szukał go, ale nie mógł znaleźć. Świetnie spisywał się pomocnik Declan Rice, a boczni obrońcy Kyle Walker i Luke Shaw nie przegrywali pojedynków.

Tyle że Anglikom nie udało się podwyższyć wyniku i na drugą połowę wychodzili, jakby nie bardzo wiedzieli, co robić dalej. Włosi wiedzieli. Opanowali sytuację w środku boiska, a akcje, jakie przeprowadzał Federico Chiesa, były dla Anglików nie do zatrzymania.

Kiedy po rzucie rożnym padł wyrównujący gol dla Włochów, Anglicy wyglądali jak bokser trafiony w szczękę. Stracili rezon, nie wiedzieli, jak odpowiedzieć, wybijali piłkę aby dalej od swojej bramki. I Wembley, z następcą tronu w loży, nie był wcale dwunastym zawodnikiem.

To, że Włosi odwrócili losy meczu, świadczy o nich jak najlepiej. Zmiany dokonane przez trenera Roberta Manciniego poprawiły grę. Zmiany w reprezentacji Anglii utrzymały ją na tym samym poziomie. Obydwie drużyny walczyły wprost nieprawdopodobnie. Ktoś niekibicujący żadnej ze stron miał prawo co kilka minut zmieniać swoje sympatie. Nawet charakterystyczne dla włoskich piłkarzy cwaniactwo czy ordynarny faul Chielliniego na Sace nie były w tych warunkach bulwersujące. Walczyły obie drużyny, nikt się nie oszczędzał. Choć w dogrywce sędzia mógł ukarać Jorginho czerwoną kartką za faul na Grealishu.

Anglia jeszcze raz złapała oddech w drugiej połowie dogrywki, ale sytuacji bramkowych po obydwu stronach było mniej więcej tyle samo.

Mecz trwał 133 minuty. Najdłużej w historii finałów mistrzostw Europy. Rzuty karne po takim wysiłku to niesprawiedliwe rozstrzygnięcie. Ale innego nie wymyślono. Bohaterem serii jedenastek został Gianluigi Donnarumma. Obronił trzy strzały i mistrzem Europy zostali Włosi.

Anglia pierwszy raz od roku 1966 dotarła do finału wielkiej imprezy i jej kibice liczyli na to, że go wygra. Miała za sobą nowy, ale równie magiczny jak ten historyczny stadion Wembley i coś, na co mogli liczyć tylko najwięksi optymiści: strzeliła bramkę już w drugiej minucie.

Mecz nie mógł zacząć się dla Anglii lepiej. Włosi nie przegrali 33 spotkań z rzędu, tracą bardzo mało bramek, a jeszcze rzadziej nie zaczynają gry od straty. I pierwszy raz na tym turnieju znaleźli się w tak trudnej sytuacji.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich