Po raz pierwszy od 2015 r. układ gwiazd sprzyja zacieśnieniu współpracy Polski z Francją. Najważniejsza z tych gwiazd nosi nazwę pandemia: wobec największego od trzech pokoleń kataklizmu gospodarczego priorytetem jest poszukiwanie projektów, które pociągną w górę wzrost. A tu Francja ze swoim potencjałem kapitałowym i technologicznym oraz Polska ze swoim dynamizmem i lukami w rozwoju infrastruktury znakomicie się uzupełniają.
Ale Warszawę i Paryż pcha do siebie także brexit, który zawęził do pięciu grupę dużych krajów Unii. Gdy Berlin jest zaprzątnięty odejściem za pół roku Angeli Merkel z urzędu kanclerskiego, rządy w Rzymie i Madrycie myślą zaś głównie o tym, jak utrzymać chwiejną, parlamentarną większość, w ostatnim roku przed wyborami prezydent Macron bardziej docenia możliwość budowy z Polską zjednoczonej Europy.
Nie bez znaczenia jest też przejęcie władzy w Waszyngtonie przez Joe Bidena. Nie żywi on już podobnej sympatii do polskich władz co jego poprzednik. To zmusza nasz rząd do szukania alternatywnych partnerów, a przed Francuzami otwiera nieco lepsze perspektywy na sukces nad Wisłą.
Francusko-polskiemu zbliżeniu sprzyjają jednak też okoliczności wewnętrzne. Dla Mateusza Morawieckiego zaproszenie na salony Pałacu Elizejskiego stanowi sygnał, że gra z największymi Europy, co pozostaje poza zasięgiem jego najpoważniejszego rywala: Zbigniewa Ziobry. Dla Macrona priorytetem staje się zaś oddalenie już całkiem realnego zwycięstwa w wyborach prezydenckich w kwietniu 2022 r. Marine Le Pen. Nawet ograniczone sukcesy gospodarcze i polityczne, jakie może osiągnąć dzięki współpracy z Polską, nie są więc i w tym kontekście bez znaczenia.
Od upadku komunizmu współpraca Paryża z Warszawą układała się niczym morska fala: okresy wzrostu zainteresowania były poprzedzielane długimi przerwami obojętności. Teraz jest szansa, że to się zmieni. W Polsce ewentualne zwycięstwo opozycji nie doprowadzi przecież do chłodu we wzajemnych relacjach. Z kolei Francja, która zawiodła się na współpracy z Rosją i zrozumiała, że Niemcy nie zgodzą się na marginalizację naszego kraju w Unii, chyba zaczyna doceniać rosnący potencjał Polski. Ledwie trzy lata temu w Sofii Macron mówił, że „Polacy zasługują na lepszy rząd". Ale w środę na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego zwrócił się do polskiego premiera: „Drogi Mateuszu". Było w tym coś więcej niż zwykła kurtuazja.