Przypomina to lata 2005–2006, gdy dyktator stawiał miejscowym Polakom absurdalny, ale nośny zarzut, że marzy im się białoruskie Kosowo, krwawy konflikt etniczny w stylu jugosłowiańskim. Nawet nazwiska prześladowanych były wówczas podobne – Andżelika Borys czy Andrzej Poczobut zatrzymany w czwartek nad ranem działacz ZPB i wybitny dziennikarz piszący od lat także dla mediów w Polsce.
Oni i wielu innych znają ciężar represji, cierpienia. Odważni ludzie, dzięki którym przez dekady funkcjonowała największa niezależna od reżimu organizacja na Białorusi. Współpracująca z innymi niezależnymi środowiskami białoruskimi, bez żadnych autonomicznych czy separatystycznych ambicji.
Od połowy 2020 roku, od sfałszowanych wyborów Łukaszenko ma przeciw sobie znaczną część obywateli. Na ulice wychodzili protestować i Białorusini, i białoruscy Polacy. Odpowiedzią były nasilające się represje. Tortury, mordy polityczne, wysyłanie do łagrów. Ofiar są setki, więźniów politycznych ponad 300.
To wciąż dla reżimu mało, przykręca śrubę, wie, że wraz z nadejściem wiosny zaczną się nowe protesty. Próbuje dzielić umęczone jego władzą społeczeństwo, a teraz sugeruje, że białoruscy Polacy uprawiają kult wrogów Białorusi.
Białorusini i białoruscy Polacy są osamotnieni. Zainteresowanie ich losem na Zachodzie wygasło. Dominuje poczucie bezradności. Na Łukaszenkę wpływ ma tylko Putin cieszący się, że białoruski dyktator coraz bardziej uzależnia się od Kremla. Polska nie ma wpływu na Putina. Ma też problem z przekonaniem zachodnich partnerów, by wprowadzili prawdziwe sankcje.