Sytuacja, w której prezydent i premier wzięli w obronę zaatakowanego przez „Wiadomości" TVP szefa Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa, jest dowodem na to, jak kuriozalny system polityczno-medialny zbudował PiS. Kierownictwo TVP jest całkowicie zależne od woli partii rządzącej. A biorąc w obronę Borysa, premier i prezydent przyznają, że „Wiadomości" są narzędziem frakcyjnej wojny, że to nie dziennikarstwo, lecz brudna gra za pieniądze podatników. Przyznali to, co od dłuższego czasu mówili wszyscy spoza obozu Zjednoczonej Prawicy – że serwisy informacyjne telewizji publicznej stały się narzędziem hejtu, propagandy i dezinformacji.
Przywykliśmy, niestety, do haniebnych ataków TVP na opozycję, na NGO-sy, na sfery życia, które są od władzy niezależne. Przez pięć lat stało się to smutną codziennością. Wyjątkowością natomiast tego ostatniego ataku jest, że „Wiadomości" uderzyły wprost w premiera Mateusza Morawieckiego, bo to z nim kojarzony jest Paweł Borys, ale też w Fundusz, który stał się głównym narzędziem państwa do walki z kryzysem gospodarczym. Polskie tarcze nie były idealne, ale skutecznie walczyły ze skutkami lockdownów, pomagając chronić miejsca pracy.
Antypaństwowa działalność TVP nie jest nowością. Tym razem w publiczne potępienie tego szkodnictwa włączyli się premier i prezydent. Kiedy dołączy do nich Jarosław Kaczyński, któremu najbardziej chyba powinno zależeć na spoistości i sile własnej formacji?
I oby na wpisach w mediach społecznościowych się nie skończyło. Bo cytując autora niesławnego materiału w „Wiadomościach", Polakom byłoby po prostu przykro.