Kiedy już w pierwszej minucie czerwoną kartką ukarany został napastnik gospodarzy, wiadomo było, że znacznie zmalało z ich strony niebezpieczeństwo ataku. I tak niewielkie. Jednak ważniejsze było to, że brak jednego zawodnika to mniejszy tłok. Gra z przeciwnikiem, który nie jest faworytem, muruje bramkę i nastawia się na kontry nie jest przyjemne nawet dla drużyn znacznie lepszych niż polska.
Tym razem poszło nam jak z płatka. Robert Lewandowski trafił już w piątej minucie, Kamil Jóźwiak dołożył drugą bramkę w jedenastej i można już było grać jak się chce.
Czytaj więcej
Wyjazdowe zwycięstwo nad Andorą i wygrana Anglików z Albanią zapewniły Polakom drugie miejsce w grupie i udział w marcowych barażach.
Okazało się jednak, że im dłużej trwał mecz, tym Polacy byli mniej skuteczni. Mało tego, znowu dali sobie wbić bramkę. Coś złego dzieje się w głowach piłkarzy, którzy mając przewagę, nie koncentrują się dostatecznie, co wykorzystują nawet tak nisko oceniane reprezentacje jak Andora, a wcześniej San Marino. Z ostatnich sześciu meczów Polska wygrała pięć, a jeden zremisowała, ale tylko w jednym z nich nasi bramkarze zachowali czyste konto (z San Marino). Zdarzyło się to zresztą tylko raz w czternastu tegorocznych spotkaniach.
Pierwszy raz od marcowego meczu z Anglią na Wembley zobaczyliśmy Arkadiusza Milika. Strzelił wprawdzie bramkę, ale w takim meczu to dla napastnika nie stanowiło większego problemu. Nie był to jeszcze Milik, jakiego znamy sprzed kilku lat, kiedy wspólnie z Lewandowskim mógł dać się we znaki każdej linii obronnej.