Podczas negocjacji Krajowego Planu Odbudowy Polska zobowiązała do likwidacji Izby Dyscyplinarnej. PiS przeprowadził badania własnego elektoratu, by upewnić się, że jego wyborcy nie mają nic przeciw takiemu ruchowi. I choć duża część wyborców tej partii oczekuje od niej twardego kursu wobec Brukseli, nie uważa ona równocześnie, by ID była czymś na tyle ważnym, by był sens za to ginąć. Dlatego też zarówno prezes PiS, jak i premier Mateusz Morawiecki ogłosili, że są gotowi Izbę zmienić. Cele tu są dwa: po pierwsze by zlikwidować przeszkodę w porozumieniu się z Brukselą, a przynajmniej zdeeskalować napięcie. Po drugie naprawić obecną sytuację, w której sądownictwo dyscyplinarne nie działa.
Tyle tylko, że oba te cele odrzuca Zbigniew Ziobro. A bez jego 19 posłów PiS nie jest w stanie samodzielnie przegłosować ustawy o likwidacji ID. Ziobro postawił więc warunek: zlikwidujemy ID przy okazji totalnego demontażu Sądu Najwyższego. Jego plany sprowadzają się do czystki kadrowej w SN, ale też reorganizacji całego sądownictwa, co ministrowi sprawiedliwości i bliskiej mu Krajowej Radzie Sądownictwa da niemal wyłączne prawo weryfikacji sędziów.
Ale na takie rozwiązanie nie może się zgodzić prezydent Andrzej Duda, który wysyła sygnały, że zawetuje ustawę w kształcie proponowanym przez Ziobrę. Zrobił tak już w 2017 r., gdy zawetował ustawę o SN, dającą Ziobrze wyłączne władztwo w sądownictwie, sprowadzając prezydenta do roli paprotki. Dudzie nie chodziło wówczas o niezależność sądownictwa, ale bardziej o to, że propozycje Ziobry pozbawiały go kompetencji w tej sprawie. Teraz jest podobnie. W dodatku ustawa w kształcie forsowanym przez Ziobrę wcale nie rozwiązałaby sporu z Brukselą, formalnie spełniłaby wyrok TSUE przez likwidację ID, ale otworzyłaby kolejny front sporu, nawet jeśli uruchomienie odpowiednich procedur zajęłoby Brukseli kolejne miesiące jeśli nie lata.
Kaczyński bez Ziobry straci nie tylko obecną większość, ale też widoki na sprawowanie władzy w przyszłości.
Duda może zaproponować swoją własną reformę – i takie sygnały dochodzą do „Rzeczpospolitej" i podobnie jak cztery i pół temu złożyć prezydencki projekt. Ale bez zgody Ziobry nie znajdzie w Zjednoczonej Prawicy większości, by ją uchwalić. Ten klincz oddala możliwość uruchomienia środków z KPO, szkodzi Polsce, szkodzi PiS-owi, bo jego wyborcy nie rozumieją, dlaczego nie likwiduje się ID, skoro nikt jej przecież nie chce. Szkodzi też Morawieckiemu wiążąc mu ręce w relacjach z Brukselą. Jedynym ośrodkiem, który na tym wygrywa jest Ziobro i jego środowisko polityczne. I w ten sposób umacnia się w roli nieformalnego kreatora polskiej polityki europejskiej.