Jesteśmy świadkami dwóch niepokojących trendów. Pierwszy widać w gospodarce, gdzie po chwilowym odbiciu kumulacja negatywnych zjawisk może zaowocować kryzysem, a w konsumentów uderza najwyższa od pokolenia inflacja. Równocześnie obserwujemy gwałtowny wzrost liczby zakażeń koronawirusem. Zbliża się ona do 6 tys. dziennie, choć według prognoz miała dobić do 5 tys. dopiero na koniec miesiąca. Każde z tych zjawisk jest groźne, razem stanowią mieszankę wybuchową. Mogą nas bowiem przybliżyć do lockdownu, który byłby katastrofą zarówno w skali makro, jak i mikro.
Jak do niego nie dopuścić? Rządy wprowadzają lockdowny, by zapobiec przeciążeniu systemu opieki zdrowotnej. Gdy jest on w całości nastawiony na walkę z covidem, a szpitale nie mogą przyjmować pacjentów, umierają osoby, którym na czas nie udzielono pomocy – ofiary wypadków, zawałów, zapaści itd. Zapobiec przeciążeniu systemu można też dzięki szczepieniom.
Czytaj więcej
Eksperci są zgodni: najlepszym sposobem na zatrzymanie transmisji wirusa jest szerokie zastosowanie paszportów covidowych. Tak, jak zrobiono np. we Francji.
Nie wykluczają one zakażenia, ale radykalnie ograniczają ryzyko hospitalizacji i zgonu w wyniku ciężkiego przebiegu albo powikłań po covidzie. Dziś pacjenci zaszczepieni stanowią ułamek chorych na oddziałach intensywnej terapii.
W UE Polska znajduje się w ogonie, jeśli chodzi o procent zaszczepionych. Nie pomogły zachęty, loterie itd. Czas na zwiększenie presji. Trzeba pilnie zmienić przepisy, by restauratorzy, właściciele kin czy sal koncertowych mieli prawo sprawdzać covidowe certyfikaty. Problem w tym, że w PiS nie ma dziś większości dla takich rozwiązań, bo ta sama grupa, która posługuje się antyeuropejską retoryką, nie zagłosuje za wprowadzeniem obowiązku posiadania certyfikatu przy wejściu do miejsc, gdzie spotykają się dziesiątki, setki czy tysiące osób. W dodatku regiony, gdzie jest najwięcej zakażeń, hospitalizacji i najniższa liczba szczepień, to zarazem polityczne bastiony PiS.