Dyktator chce na Białorusi kontrolować wszystko, a drżący przed gniewem władcy urzędnicy prześcigają się w dostarczaniu mu dowodów, że tak jest. Także urzędnicy od sportu. Dowiedli tego w momencie szczególnym – na igrzyskach olimpijskich. Nie bacząc nawet na to, że w ten sposób prawdę o białoruskim reżimie poznają miliony ludzi, którzy polityką się nie interesują.
Dowiedzą się, że za krytykę swoich zaniedbań łukaszenkowscy działacze nie tylko wyrzucają z reprezentacji olimpijskiej, ale też natychmiast próbują siłą odesłać zawodniczkę do kraju. Co by ją tam czekało – też się mogą dowiedzieć, gdy przyjrzą się losom Białorusinów różnych zawodów, których na celownik wziął reżim. Są wśród nich i sportowcy, uznani za zdrajców, oskarżani o godzenie w „wizerunek kraju", bo w 2020 roku poparli masowe protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. W więzieniu siedzą mistrz kickboxingu i piłkarz. Inni stracili pracę. Czołowa pływaczka Aliaksandra Herasimienia nie może wrócić do ojczyzny, bo grozi jej łagier.
Łukaszenko sam ma się za sportowca, syna postawił na czele komitetu olimpijskiego. Sportowcy są hołubieni na Białorusi, cieszą się przywilejami, nagrodami, stopniami oficerskimi. Tym większy podziw budzą ci, co krytykują władze. Płacą za to wielką cenę.
Nie tylko oni, lecz także ich rodziny. Reżim stosuje bowiem odpowiedzialność zbiorową. Już słychać, że zamierza wywierać nacisk na rodzinę Krysciny Cimanouskiej. Jej mąż przedostał się na Ukrainę, ale jej rodzice zostali.
Główna bohaterka dramatu, który rozgrywa się na oczach całego świata, uzyska schronienie w Polsce. Pomoc zaoferowały jej różne europejskie państwa, ale ona wybrała nasz kraj. Szybko dostała wizę humanitarną. I, jak zapowiadają polscy dyplomaci zaangażowani w skuteczną akcję pomocy, będzie mogła rozwijać swoją karierę sportową w Polsce.