Kościół w szponach polityki

Choć swoje polityczne upodobania deklarują tylko nieliczni ludzie Kościoła, to właśnie oni są widoczni. Z jednej strony mamy Radio Maryja wspierające PiS, z drugiej strony bp. Tadeusza Pieronka stwierdzającego, że władza Kaczyńskich “zagraża podstawom demokracji” – pisze publicysta “Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 09.10.2007 03:16 Publikacja: 08.10.2007 23:34

Biskupi popierają PiS, bo niby kogo mieliby popierać – zapewniał przed kilkoma tygodniami Przemysław Gosiewski, a o. Stanisław Kuczek podczas mszy świętej transmitowanej przez Radio Maryja deklarował, że będzie głosować właśnie na tę partię.

Właściwie nikogo to nie zdziwiło, bo związki PiS z Kościołem już dawno zostały wytropione przez media. Ciekawe jednak, że druga strona politycznego sporu nie mniej chętnie podpiera się autorytetem Kościoła. Politycy SLD apelowali do PiS, by ten wsłuchał się w słowa krytykującego ich biskupa Tadeusza Pieronka, a PO z krytyki relacji łączących partię rządzącą z imperium ojca Tadeusza Rydzyka uczynili wręcz jednym z punktów przewodnich swojej kampanii wyborczej. Poseł Antoni Mężydło, tłumacząc, dlaczego przeszedł z PiS do Platformy, mówił, iż uczynił to m.in. dlatego, że chciał być wierny... Kościołowi.

Jeśli dołączyć do tego odwołujący się do retoryki Radia Maryja język niektórych przemówień Jarosława Kaczyńskiego – to można by odnieść wrażenie, że w kampanii wyborczej religia i Kościół są niezwykle mocno obecne. Tyle że naprawdę wcale tak nie jest. I to zarówno od strony Kościoła (hierarchii), jak i polityków.

Zaczynając od Kościoła hierarchicznego – trudno nie dostrzec, że akurat w trakcie toczącej się kampanii wyborczej biskupi i zdecydowana większość księży nabrali wody w usta. Jedyne, co można od nich usłyszeć, to wezwanie do wzięcia udziału w wyborach.

„Bierność, izolowanie się, ucieczka w prywatność sprzeciwiają się godności osoby ludzkiej, która z natury jest istotą społeczną i powinna być podmiotem, zasadą i celem wszystkich przedsięwzięć społecznych, także politycznych. Te naturalne zobowiązania ciążące na każdym człowieku są jeszcze wzmocnione przez wymogi wiary chrześcijańskiej. Człowiek wierzący tym bardziej powinien być aktywnym społecznie i brać udział w wyborach” – napisali biskupi w specjalnym słowie, które będzie odczytywane w świątyniach tydzień przed wyborami.

Na bardziej konkretne wezwania decydują się tylko nieliczni. A i oni zazwyczaj ograniczają się do ogólnych pouczeń moralnych, które odnieść do siebie mogą wszyscy uczestnicy gry politycznej. – Jako biskup, ktoś będący wśród ludzi, mogę powiedzieć jedno: ludzie niepokoją się stylem walki przedwyborczej, krytycznie oceniają nadużycia werbalne i ataki na poszczególne ugrupowania polityczne. Wydaje mi się, że może to grozić zobojętnieniem, zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Młodzi nie znają jeszcze w pełni mechanizmów demokratycznego państwa i widząc tak ostrą walkę, mogą się odsunąć od odpowiedzialności za ojczyznę – podkreślał w wywiadzie dla KAI abp Tadeusz Gocłowski.

Na bardziej otwarte deklarowanie preferencji wyborczych decydują się tylko nieliczni. Ale to oni nadają ton debacie toczącej się obecnie w mediach. Z jednej strony mamy więc Radio Maryja, które wbrew wcześniejszym zapowiedziom – przynajmniej od czasu do czasu – wspiera PiS (a dokładniej, by oddać sprawiedliwość, niektórych działaczy tej partii). Z drugiej strony są wytrwali krytycy IV RP w piuskach i sutannach.I to właśnie wypowiedzi obu stron tego konfliktu: ostre, niesprawiedliwe i niebędące w stanie oddać choć minimalnej sprawiedliwości drugiej stronie, tworzą obraz silnego zaangażowania politycznego Kościoła.Najlepszym przykładem takiego zaangażowania (by nie ograniczać się wyłącznie do sprawy Radia Maryja, o której pisano już wielokrotnie) są publiczne i jak najbardziej polityczne wypowiedzi biskupa Tadeusza Pieronka. Wystarczy wspomnieć wywiad tego hierarchy dla „Dziennika”, w którym zdecydowanie zaatakował PiS, określając jego rządy jako „nieetyczne”, „zagrażające podstawom demokracji”, „przypominające praktyki z poprzedniej epoki” itd.

Nie ulega wątpliwości, że w ten sposób bp Pieronek przekroczył granice jasno wyznaczone przez Konferencję Episkopatu w cytowanym już słowie na wybory. „Duszpasterze (...) zobowiązani są uczynić wszystko, co możliwe, by unikać czynienia sobie wrogów z powodu zajmowanego stanowiska politycznego, co mogłoby spowodować zmniejszenie zaufania i oddalanie się od nich wiernych powierzonych ich duszpasterskiej misji” – napisali w tym dokumencie biskupi.

Zmniejszenie zaufania czy oddalanie się od wiernych nie jest jednak jedynym niebezpieczeństwem stwarzanym przez nieostrożne wypowiedzi hierarchów. O wiele istotniejsze wydaje się to, że polityczne wypowiedzi są natychmiast podchwytywane przez polityków partii, z którymi czasem biskupi nie chcieliby mieć wiele wspólnego.Tak stało się właśnie z wywiadem z biskupem Pieronkiem, którego słowa stały się politycznym argumentem dla SLD. – Biskup Pieronek powiedział prawdę. Wielu hierarchów Kościoła milczy. To pierwszy, który się odważył powiedzieć prawdę, odsłonić i nazwać to, co złe w IV RP. PiS zamiast się oburzać, powinno po prostu ze spuszczoną głową posłuchać słów biskupa. Moim zdaniem biskup Pieronek zrobił dobry uczynek dla Polski i Polaków – twierdzi sekretarz generalny SLD Grzegorz Napieralski.Podobnie rozgrywany politycznie jest czysto kościelny spór o Radio Maryja. Z jednej strony PiS i sam premier często deklarują się jako jego obrońcy, chcąc uzyskać głosy marginalizowanych i wyśmiewanych (czego ostatnim przykładem może być akcja „zabierz babci dowód”) słuchaczy toruńskiej rozgłośni; z drugiej PO buduje część swojego przekazu na odrzuceniu „katolicyzmu toruńskiego” czy podkreślaniu wierności kard. Stanisławowi Dziwiszowi w jego walce z „polityzacją katolickich mediów”.

Wykorzystywanie tak przez rząd, jak i opozycję sporów wewnątrzkościelnych w bieżącej polityce przeszkadza Kościołowi w rozwiązywaniu problemów związanych choćby z Radiem Maryja. Z konfliktu dotyczącego granic zaangażowania duchownych w politykę przekształca się on bowiem w spór o to, czy katolicy są za, czy przeciw IV RP. W ten sposób dzieli się katolików na „łagiewnickich” i „toruńskich” – budując mury tam, gdzie ich w istocie nie ma.

Takie upartyjnienie debat wewnątrzkościelnych utrudnia również wprowadzenie do debaty publicznej rzeczywistych interesów Kościoła katolickiego. Jeśli bowiem problem obecności Kościoła w sferze publicznej sprowadzić do oceny Radia Maryja (pozytywnej u PiS, negatywnej w PO) – to w zasadzie nieistotne stają się kwestie statusu embrionów ludzkich, sprzeciwu wobec pornografii czy polityki prorodzinnej – których nie należy sprowadzać wyłącznie do zapomóg.

Skrajne upartyjnienie debaty publicznej i uprzedmiotowienie Kościoła prowadzi do tego, że stawianie tych problemów traktowane jest nie tyle jako wyraz wierności nauczaniu Kościoła, ile jako gra polityczna toczona za lub przeciw III/IV RP.

Zjawiska, o których mowa, dotyczą jednak głównie sfery medialnej. Zdecydowana większość biskupów i duchownych nie próbuje nawet w nie wchodzić. Arcybiskupi Kazimierz Nycz, Stanisław Gądecki czy nawet niestroniący w przeszłości od polityczno-społecznego zaangażowania Tadeusz Gocłowski coraz częściej pokazują, że społeczne zaangażowanie Kościoła może dokonywać się poza sferą partyjno-polityczną. Ich ostrożność w ocenach i politycznym zaangażowaniu, choć może być dla wielu zaskoczeniem, jest chyba jedyną drogą do zachowania autorytetu Kościoła.Ten inny (można powiedzieć lustigerowski – od kard. Jeana-Marie Lustigera, nieżyjącego już arcybiskupa Paryża) model zaangażowania społecznego Kościoła, by pozostał skuteczny, musi być jednak uzupełniony o jeszcze jeden element: silną formację świeckich. Bo jeśli kiedyś rzeczywiście będzie można mówić o nowym zaangażowaniu katolików w życie społeczne, to zostanie ono dokonane nie przez publiczne wypowiedzi posługujących się Kościołem polityków, ale poprzez oddolne zaangażowanie nie na rzecz partii, ale konkretnych spraw.

Biskupi popierają PiS, bo niby kogo mieliby popierać – zapewniał przed kilkoma tygodniami Przemysław Gosiewski, a o. Stanisław Kuczek podczas mszy świętej transmitowanej przez Radio Maryja deklarował, że będzie głosować właśnie na tę partię.

Właściwie nikogo to nie zdziwiło, bo związki PiS z Kościołem już dawno zostały wytropione przez media. Ciekawe jednak, że druga strona politycznego sporu nie mniej chętnie podpiera się autorytetem Kościoła. Politycy SLD apelowali do PiS, by ten wsłuchał się w słowa krytykującego ich biskupa Tadeusza Pieronka, a PO z krytyki relacji łączących partię rządzącą z imperium ojca Tadeusza Rydzyka uczynili wręcz jednym z punktów przewodnich swojej kampanii wyborczej. Poseł Antoni Mężydło, tłumacząc, dlaczego przeszedł z PiS do Platformy, mówił, iż uczynił to m.in. dlatego, że chciał być wierny... Kościołowi.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Krwawy rewanż w Syrii
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Bomba atomowa. Skoro Niemcy, to i Polska
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy przyszłego premiera wybierze Polsce Konfederacja?
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Jaką cenę zapłacimy za reset USA z Rosją? Władimir Putin gra nie tylko o Ukrainę
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Mariusz Błaszczak wciąż igra z bezpieczeństwem Polski