Minister finansów w projekcie budżetu na 2017 r. obarczył samorządy odpowiedzialnością za zbicie dziury w finansach publicznych do poziomu poniżej 3 proc. PKB. O ile bowiem budżet centralny ma sobie pozwolić na prawie 60 mld zł deficytu, o tyle budżety lokalne – oczekuje Paweł Szałamacha – powinny się zamknąć 3,4 mld zł nadwyżki.
Okazuje się, że oczekiwania co do samorządów mogą być jeszcze większe. Jak wyliczył na łamach „Rzeczpospolitej" prof. Andrzej Wernik, specjalista w zakresie finansów publicznych, deficyt sektora centralnego i ubezpieczeniowego może sięgać 67–70 mld zł, czyli 3,4–3,6 proc. PKB. Jeśli to samorządy miałyby odpowiadać za jego obniżenie do 2,9 proc. PKB, musiałyby zaoszczędzić w przyszłym roku od 8 do 11 mld zł.
Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Jak wynika z planów finansów samorządów z sierpnia tego roku, na 2017 r. prognozują one ok. 1,7 mld zł deficytu. – Zwykle wykonanie jest lepsze niż plany, więc lokalne budżety mogą się zamknąć lekką nadwyżką, ale nie aż tak ogromną – komentuje dla „Rzeczpospolitej" Krzysztof Żuk, prezydent Lublina i współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
Prezydent podkreśla, że część samorządów zacznie już wkrótce intensywnie inwestować, a to zwykle oznacza gorszy wynik budżetu. – Po dużych opóźnieniach Ministerstwo Rozwoju w końcu uruchomiło program rozwoju Polski Wschodniej. Kilka dni temu samorządy naszego regionu podpisały umowy na inwestycje drogowe o wartości prawie 830 mln zł – podkreśla Żuk. Jeśli do tego dodać umowy podpisane w czerwcu i lipcu, w Polsce wschodniej mogą ruszyć projekty transportowe o wartości 1,2 mld zł.
– Inwestycje samorządowe to nie tylko szybszy lokalny rozwój, ale w ogóle przyspieszenie tempa rozwoju gospodarczego. Dlatego rząd powinien zachęcać nas do inwestowania w duchu planu rozwojowego premiera Morawieckiego, a nie do dyscyplinowania się w duchu oczekiwań ministra Szałamachy – apeluje prezydent Żuk.