Wyprzedaż akcji na warszawskiej giełdzie spowodowana rozprzestrzeniającym się koronawirusem trwa w najlepsze. Po poniedziałkowym nokaucie (WIG20 stracił 4,2 proc.), we wtorek indeks największych spółek naszego parkietu przyjął kolejny cios. Pytanie gdzie jest dno nadal zostaje otwarte.
Na początku dnia wydawać się jeszcze mogło, że byki zechcą się odegrać po poniedziałkowej porażce i wyprowadzą jakąś kontrę. W pierwszych minutach handlu WIG20 zyskiwał około 0,2 proc. Nie był to oszałamiający wynik, ale cieszył fakt, że udało się opanować emocje. Radość ta była jednak przedwczesna. Minęły zaledwie dwie godziny handlu, a indeks największych spółek zjechał pod kreskę i bynajmniej nie był to symbolicznym ruch. Straty sięgały 2 proc. i plany by obronić okrągły poziom 2000 pkt spaliły na panewce. Podaż wyprowadzała kolejne ciosy. W połowie notowań WIG20 tracił 2,5 proc., a w gronie blue chips nie było spółki, która byłaby na plusie.