Po czterech z rzędu sesjach z wyraźnymi wzrostami, w czwartek byki spuściły nogę z gazu. Od początku dnia gościł na naszym rynku kolor czerwony, chociaż jego blask nie był też bardzo mocny. Zmienność również pozostawała stosunkowo niewielka, bo brakowało też impulsów zewnętrznych do bardziej zdecydowanych ruchów. Mimo tego, ostatnie słowo należało do kupujących.

Czytaj więcej

Złoty nadal bryluje. Euro w defensywie

WIG20 w równowadze

W pierwszych fragmentach sesji WIG20 tracił około 0,4 proc. Co prawda prezentowaliśmy się gorzej od głównych europejskich parkietów, które były na symbolicznych plusach, ale nie był to powód do niepokoju. Tym bardziej, że nasz rynek od początku roku prezentuje się wyjątkowo dobrze. Dodatkowo w kolejnych godzinach dało się zauważyć też większą aktywność kupujących. W połowie notowań WIG20 wyszedł nawet na plus, ale jednocześnie bykom zabrakło determinacji by pójść za ciosem. W efekcie druga część dnia upływała pod znakiem przeciągania liny. Batalię tę ostatecznie wygrały byki, ale trudno też jest mówić o ich spektakularnym sukcesie. WIG20 zyskał jedynie 0,02 proc. Na niewielkich plusach dzień kończyły główne europejskie rynki. Problem z obraniem kierunku po starcie notowań miały z kolei główne indeksy amerykańskie.

W czwartek brakowało impulsów, które byłyby w stanie rozruszać indeksy. W Polsce inwestorzy zignorowali m.in. słabszy odczyt dotyczący sprzedaży detalicznej. Podczas ostatniej sesji tygodnia rynki będą żyły przede wszystkim odczytami indeksów PMI dla czołowych gospodarek. Trzeba też pamiętać, że żyjemy w okresie prezydentury Donalda Trumpa. Z jego strony zaskoczenia mogą zaś pojawić się w zasadzie w każdej chwili.