...i przeciw niej
– Dziś zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich jest pozostawienie OFE w obecnym kształcie – mówi tymczasem Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego. – Dla państwa to dobre rozwiązanie, bo w ramach suwaka bezpieczeństwa co roku do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych będzie wpływało 6–7 mld zł. Dla uczestników rynku kapitałowego to zabezpieczenie przed rewolucją, na przykład przed zagrożeniem przejęcia prywatnych firm przez państwo. Dla instytucji finansowych brak likwidacji OFE oznacza brak potrzeby dokonywania rebrandingu, zmian administracyjnych, dostosowywania się do nowych wymogów prawnych. I wreszcie, członkowie OFE mają pewność, że zgromadzone tam pieniądze są i podlegają dziedziczeniu, a po ukończeniu przez nich 60. czy 65. roku życia wejdą w skład emerytury dożywotniej – wylicza.
Przypomina, że za chwilę minie pięć lat, odkąd prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział likwidację OFE. – Skoro przez ten czas nie udało się tego zrobić, to choć nie są one idealne, wydaje się, że po prostu należy je zostawić – przekonuje szef Antoni Kolek.
– Wydaje się, że zmiany systemu OFE mogą przynieść więcej szkód niż pożytku – uważa też Marcin Materna, szef działu analiz Millenium DM. Przekonuje, że oszczędności zgromadzone w OFE stanowią niewielki procent środków emerytalnych ich członków, ich wpływ na emeryturę jest więc niewielki, a dla wielu osób wręcz znikomy. Natomiast potencjalne szkody wyrządzone rynkowi kapitałowemu w postaci przejęcia kontroli nad niektórymi spółkami przez Skarb Państwa czy możliwej podaży „resztówek" po przejęciu aktywów przez państwo od osób, które chcą przejść do ZUS, nie uzasadniają pozytywów związanych z tą operacją. – Dla wielu oszczędzających w OFE przejście do ZUS i tak byłoby korzystniejsze, do tego medialny klimat do wyboru nowych IKE jest niezbyt sprzyjający, więc równie dobrze można poczekać do momentu, gdy mechanizm suwaka „przejmie" te środki, i nie narażać obywateli na obniżenie emerytury przez brak podjęcia odpowiednich kroków po wejściu w życie ustawy, która zakłada domyślność wyboru właśnie IKE – mówi analityk Millennium DM.
Jego zdaniem pomysł ten od początku tak naprawdę miał za zadanie tylko pobranie opłaty przekształceniowej, co w obecnej rzeczywistości, przy możliwości obniżki podatków od emerytur w Polskim Ładzie oraz prowadzenia ultraluźnej polityki monetarnej NBP, jest coraz trudniejsze do wytłumaczenia. – Nie ma sensu poprawianie czegoś, co dość dobrze działa, bo może się to skończyć, jak to bywa z reformami, wielkim bałaganem i skutkami innymi niż zamierzone – mówi Marcin Materna.
Rządowy plan na OFE, czyli jak pobrać prowizję za ich przekształcenie
Prace w parlamencie nad przygotowaną przez rząd ustawą, która miała zlikwidować Otwarte Fundusze Emerytalne, zablokowały wewnętrzne spory koalicyjne. Ustawa zakłada, że zgromadzone w OFE pieniądze trafią domyślnie na prywatne nowo utworzone indywidualne konta emerytalne ich członków albo – jeśli ci wyrażą taką wolę – na ich konta w ZUS. Od pieniędzy, które z OFE trafią na nowo utworzone IKE, rząd chciał pobrać „z góry" 15 proc. prowizji, którą nazywa opłatą przekształceniową. To nawet kilkanaście miliardów, które rząd chciał pobrać w dwóch ratach. Im więcej osób wybrałoby IKE, tym więcej rząd ściągnąłby z opłaty przekształceniowej. Wabił więc członków OFE m.in. dziedziczeniem oszczędności zgromadzonych na IKE. Tego nie byłoby w przypadku pieniędzy przeniesionych z OFE do ZUS. Od pieniędzy, które trafiłyby do ZUS, pobrany miał być podatek, ale dopiero w przyszłości, przy ich wypłacie wraz z emeryturą.