Od kilku tygodni telewizja "Polsat" emituje serial pt. "Ekipa" przygotowany przez Agnieszkę Holland i jej zespół. Przedstawia on dzieje rządu kierowanego przez profesora z Zamościa - Konstantego Turskiego. Tytułowy bohater jest uosobieniem wszystkich cnót, jakich należałoby oczekiwać od polityka. Jest kompetentny, gotowy wysłuchiwać cudzych opinii i brać je pod uwagę, jest odważny i roztropny, ludzki, a zarazem stanowczy, jest nastawiony wobec ludzi ufnie, a przy tym potrafi być niezwykle skuteczny w swoich politycznych przedsięwzięciach. Sprawuje władzę pośród zjadliwych intryg partyjnych, którym nie ulega i które umie poskromić. Potrafi w krótkim czasie zbudować z zastanych w rządzie po swoim poprzedniku ludzi oddany sobie zespół.
Film ten z założenia miał być stworzoną ku pokrzepieniu naszych serc fikcją polityczną umieszczoną w prawno ustrojowych realiach współczesnej Rzeczypospolitej. Choć moim zdaniem emocjonujący, a miejscami wzruszający, nie cieszy się podobno szczególną oglądalnością. Nie dziwię się temu. Przypadek zapewne sprawił, że wyświetlany jest równolegle z toczącą się kampanią wyborczą. Na jej tle nie jest on już tylko polityczną fikcją.
Rozziew między tym, co przedstawia Agnieszka Holland, a tym, co niesie ta kampania, jest przepastny. Dystans między prawdą ekranu a nagą rzeczywistością polskiej polityki musi sprawić, że serial traktowany będzie jak baśń o Nibylandii. A nie każdy kocha baśnie.
Obecna kampania wyborcza ułożyła się wedle schematu, w którym czołowe role grać mają tzw. twarze konkurujących ze sobą list partyjnych: Kaczyński, Ziobro, Tusk, Kwaśniewski, Olejniczak, Komorowski, Giertych, Lepper, Dorn, Pawlak i kilkunastu ich najbliższych współpracowników. Każdy z nich ma zapewne swoje zalety. O jednym mówi się, że jest piekielnie skuteczny, o innym, że aż do bólu uczciwy, trzeci to przenikliwy intelektualista. Jest w tym gronie taki, który rozumie potrzeby zwykłego człowieka. Jest też głęboko pobożny, jest prawdziwy patriota, jest Europejczyk.
O wadach "pierwszych twarzy" i ułomnościach prowadzonej przez nich polityki nie wspomnę, bo nie chciałbym robić im przykrości. Jednak większości z nich, jak wskazują sondaże, nie chcielibyśmy gościć przy swoim stole, a żaden nie cieszy się całkowicie niezachwianym zaufaniem obywateli. Filmowy Konstanty Turski pozostaje więc bohaterem niemającym w świecie realnym konkurenta. Jest upostaciowieniem męża stanu, którego dawno już nie oglądaliśmy w naszym kraju.