Jeśli w internecie, ale i oficjalnych mediach można publikować największe bzdury, to jaki kłopot zebrać kilka milionów, opłacić znanych aktorów i wpuścić na ekrany coś, co jeszcze kilka lat temu byłoby skandalem lub wpisałoby się w historię najbardziej niedorzecznych gniotów czasu stalinizmu lub propagandy PRL.
W tytule pada nazwisko I sekretarza PZPR, pewne konteksty robią wrażenie podobieństwa do prawdziwej historii, jednak to prymitywny falsyfikat, bo kwestie zasadnicze – namaszczenia Gierka przez Moskwę czy wpisania przez niego sojuszu Polski ze Związkiem Radzieckim do konstytucji – w filmie Michała Węgrzyna nie mają większego znaczenia. Ważne jest poluzowanie reżimu i otwarcie na Zachód. A reszta?