W judeo-chrześcijańskiej tradycji winą za nieszczęścia ludzkości obarczana była Ewa, która dała się skusić Szatanowi i namówiła do zła Adama. W feminizującym, laicyzującym się świecie, znaczenia nabiera antyczny mit o Odysie. Ten, który opuścił żonę Penelopę, syna Telemacha i rodzinną Itakę, by wziąć udział w wojnie o Troję i, rzekomo, szybko wrócić do domu, jest symbolem mężczyzny–winowajcy. Bond też mówi do bliskich, że wróci za minutkę, a wpływa na losy bliskich dramatycznie.
Układ odwzorowujący w różnych wariantach rodzinne relacje Odysa pojawia się co najmniej trzy razy i jak antyczne fatum dyktuje losy najmłodszych bohaterów. Seksbomba partnerująca Bondowi w wieczorowej sukni z pistoletem w ręku - to tylko intermedium. Zarówno Magdalena, jak i Lucyfer Safin (ależ biblijne imiona!) są ofiarami nieobecności ojca w domu. Ratował, w swoim mniemaniu, świat, ale rodzina była bezbronna i padła ofiarą napaści albo niszczył inną rodzinę, sprowadzając zemstę na własną. Jak w antycznej tragedii, scenarzyści zapętlają losy ofiary jednej zbrodni z ofiarą kolejnej. Zbrodnie ojców dzielą ich dzieci. Jaką rolę gra Bond? Warto się przekonać.
Czytaj więcej
We wtorkowy wieczór w Londynie odbyła się premiera filmu „Nie czas umierać”. W Polsce film wejdzie na ekrany 1 października.
W rodzinnym układzie Odysa przetworzonym w filmie jest jednak znacząca zmiana. Antyczny bohater miał syna Telemacha, zaś na główną ofiarę w „Nie czas umierać" wyrasta córka jednego z dzisiejszych odysów. Zgodnie z duchem feminizmu uwypukla to dramaty kobiet. Telemach w spódnicy musi w swojej obronie od najmłodszych lat sięgać po broń, ranić, zabijać. I przymknąć oczy na to, jak samotna matka prosi o „syrop", zalewając się tanim winem. Bo ojca-Odysa nie ma w domu.
A jednak trudno uznać film za przejaw feminizmu konsekwentnego. Gdy już 007 zrezygnuje z misji i utraci legendarny pseudonim, a nawet pojawi się cień możliwości, że przejmie go kobieta, i to o afrykańskich korzeniach – zarówno ona, jak i dawni szefowie bez Bonda mają problem. W świecie, który wraca do zimnowojennej logiki, co wprost mówi agent CIA – zaś zło ma korzenie tam, gdzie kiedyś była „żelazna kurtyna", a teraz znowu się opuszcza – to nie przydzielanie cyferek przez sfeminizowane MI6 decyduje o zwycięstwie, tylko gen Bonda.