Moja krew *

Odrażający, brudny, zły – zapewne takiego bohatera od początku wymarzył sobie debiutant Marcin Wrona. Plan wykonał w 100 procentach. Tyle że widz już po kilku minutach obcowania z prymitywnym, brutalnym mizoginem i rasistą ma go dość.

Publikacja: 28.01.2010 08:01

Igor chce śliczną Wietnamkę uczynić matką swojego syna

Igor chce śliczną Wietnamkę uczynić matką swojego syna

Foto: Hagi Film

Igor (Lubos) jest bokserem wagi średniej, który musi zrezygnować z kariery ze względów zdrowotnych. W miarę rozwoju akcji dowiadujemy się, że długo nie pożyje. Chce zostawić po sobie ślad – widać sądzi, że bez tego świat będzie uboższy. Postanawia zapłodnić kobietę. Jakąkolwiek. Próbuje z prostytutką, ale zostaje – delikatnie mówiąc – zlekceważony. Nagabuje byłą dziewczynę, ale ta odznacza się dobrą pamięcią – wypomina Igorowi, że onegdaj kazał jej usunąć ciążę. Pewnego dnia jednak pojawia się ostatnia deska ratunku. Gdy mężczyzna ocyka się nad ranem w tramwaju – wciąż podpity – spostrzega Wietnamczyków jadących z tobołami na były Stadion Dziesięciolecia. Wpada mu w oko śliczna dziewczyna i właśnie ją Igor chce uczynić matką swojego syna (córka nie wchodzi w grę).

Wykorzystuje kwestię jej nielegalnego pobytu, grozi wydaniem policji i dzień po dniu gwałci, obiecując małżeństwo. W ramach rekompensaty za ból i poniżenie kupuje jej lody.

Plan Igora komplikuje fakt, że Yen Ha już jest w ciąży z Wietnamczykiem, który ją wcześniej porzucił, bo nie chciał dziecka. Jest to pewna przeszkoda, ale i ją można obejść. Nie będę psuć widzom ewentualnej przyjemności z seansu, więc nie zdradzę dalszych wydarzeń.

„Moja krew” niosła ze sobą fabularny potencjał – reżyser miał szansę przybliżenia nam sposobu życia Wietnamczyków, których w stolicy jest – tylko oficjalnie – 40 tysięcy. Nic o nich przecież nie wiemy, traktujemy jak niewidzialnych. Ale w filmie pozostają anonimowym tłumem handlarzy i właścicieli barów.

Nawet Yen Ha została potraktowana szkicowo, w dodatku dosłownie jak towar, który można kupić ewentualnie komuś przekazać czy podrzucić (szczegóły tego wątku na ekranie). Także Stadion Dziesięciolecia jako ciekawe miejsce akcji został kiepsko wykorzystany, jak wszystko w tym filmie.

[i]Polska 2010, reż. Marcin Wrona, wyk. Eryk Lubos, Luu De Ly, Wojciech Zieliński, Marek Piotrowski, kina: Cinema City: Arkadia, Galeria Mokotów, Multikino: Ursynów, Silver Screen: Targówek, Alchemia, Kinoteka, NoveKino Praha, Wisła[/i]

Igor (Lubos) jest bokserem wagi średniej, który musi zrezygnować z kariery ze względów zdrowotnych. W miarę rozwoju akcji dowiadujemy się, że długo nie pożyje. Chce zostawić po sobie ślad – widać sądzi, że bez tego świat będzie uboższy. Postanawia zapłodnić kobietę. Jakąkolwiek. Próbuje z prostytutką, ale zostaje – delikatnie mówiąc – zlekceważony. Nagabuje byłą dziewczynę, ale ta odznacza się dobrą pamięcią – wypomina Igorowi, że onegdaj kazał jej usunąć ciążę. Pewnego dnia jednak pojawia się ostatnia deska ratunku. Gdy mężczyzna ocyka się nad ranem w tramwaju – wciąż podpity – spostrzega Wietnamczyków jadących z tobołami na były Stadion Dziesięciolecia. Wpada mu w oko śliczna dziewczyna i właśnie ją Igor chce uczynić matką swojego syna (córka nie wchodzi w grę).

Film
Czy Oscary trafią do sztucznej inteligencji?
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007