Odyseja wizjonera kina

Od piątku na ekranach "Spotkania na krańcach świata". Nowy dokument Wernera Herzoga to fascynujący portret Antarktydy

Aktualizacja: 30.10.2008 18:18 Publikacja: 29.10.2008 19:18

Potęga natury pokazana przez Herzoga fascynuje, ale jednocześnie wzbudza lęk

Potęga natury pokazana przez Herzoga fascynuje, ale jednocześnie wzbudza lęk

Foto: against gravity

Amerykańska Fundacja Nauki zaprosiła Herzoga, by sfilmował lodowy kontynent i życie ludzi w bazie naukowej McMurdo. Ale w zamyśle reżysera to nie miał być jeszcze jeden dokument przyrodniczy, których pełno jest w telewizji.

Herzog informuje o tym widza już od pierwszych scen, gdy zapowiada, że nie zamierza opisywać "harmonijnego życia ludzi w otoczeniu pluszowych pingwinów". I jakby na przekór tej deklaracji – z właściwą sobie ironią – pokazuje stadko pingwinów. Część z nich idzie na północ, część rozbiega się na południe. Zostaje tylko jeden. Rozgląda się. I na przekór reszcie rusza w stronę gór.

Można tę scenę potraktować jedynie jako komediową wstawkę. Jednak według mnie wyraża ona przede wszystkim postawę samego Herzoga wobec świata.

[srodtytul]Droga pod prąd[/srodtytul]

Od czasu, gdy ten urodzony w 1942 roku filmowy samouk opuścił jako nastolatek swoją wieś przy granicy z Austrią, zawsze szedł własną drogą. Uciekał od społeczeństwa i wielkich skupisk miejskich. W amazońskiej puszczy kręcił fabuły – m.in. "Aguirre, gniew Boży" (1968) i "Fitzcarraldo" (1982) – w których jego przyjaciel Klaus Kinski stworzył postać śmiałka szaleńca rzucającego wyzwanie porządkowi natury. Te filmy przyniosły Herzogowi rozgłos i sławę wizjonera kina.

Do odległych miejsc podróżował również, realizując dokumenty. Pokazywał Czarny Ląd w "Latających lekarzach Afryki Wschodniej" (1969) i "Fatamorganie" (1979). Fotografował pustkowia Rosji ("Dzwony z głębi" z 1993 roku).

Wyprawy Herzoga otaczają legendy o jego wyczynach. Namówił m.in. amazońskich Indian na przeciągnięcie po lądzie wielkiego statku. Ale w tej nieustannej odysei nie chodziło mu o bicie jakichkolwiek rekordów.

Herzog docierał do odległych miejsc, bo w ten sposób wyrażał swój protest wobec banalności cywilizacji stworzonej przez ludzi. Sprzeciwiał się pysze, która zakłada, że we współczesnym świecie wszystko już odkryto i wyjaśniono.

Dlatego w "Spotkaniach na krańcach świata" reżyser przygląda się rzeczywistości z pokorą dziecka, które jeszcze nie wszystko rozumie, zadaje napotkanym w bazie ludziom naiwne z pozoru pytania.

Kim są bohaterowie dokumentu? To – jak podkreśla Herzog – marzyciele. Tacy jak on ostatni romantycy, którzy porzucili dotychczasowe wygodne życie. Na arktycznym lodowcu spotykamy byłego bankowca będącego teraz kierowcą 30-tonowego autobusu, filozofa obsługującego wózek widłowy. Jest też potomek Azteków, który z dumą prezentuje swoje nienaturalnie długie dłonie – świadectwo przynależności do rodziny królewskiej. Każdy z nich przybył tu na spotkanie z tajemnicą.

Mówi badacz, który na Antarktydzie poszukuje neutrinów, najmniejszych cząsteczek na świecie: – Choć potrafię je matematycznie policzyć, to mam wrażenie, jakbym chciał zmierzyć i opisać odrębny świat. Pełen duchów i bóstw.

Grupa naukowców leży na ziemi. Nasłuchują głosów przepływających pod lodem fok. – To jest jak muzyka Pink Floyd – zachwyca się jedna z badaczek. Biolog komórkowy obserwuje otwornice, najprymitywniejsze jednokomórkowce. Czy mają inteligencję? – ostrożnie pyta Herzog. – Zasysając ziarenka piasku, postępują jak artyści – pada odpowiedź.

[srodtytul]Twórca mitów[/srodtytul]

Herzog nie jest typem dokumentalisty, który spokojnie czeka, aż rzeczywistość sama się przed nim odsłoni. Natomiast często zamienia ją w swoich filmach w ożywiony mit. Gdy jako 20-latek sportretował w "Heraklesie" (1962) mężczyzn ćwiczących na siłowni, pokazał ich jako atletów ucieleśniających wyobrażenie o antycznym herosie. W "Lekcjach ciemności" (1992) przyglądał się pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej. W serii monumentalnych ujęć wykreował wizję spełnionej Apokalipsy.

"Spotkania na krańcach świata" również imponują rozmachem, ale opowiadają o fenomenie życia we wszelkich formach istnienia.

Oczywiście austriacki filmowiec nie byłby sobą, gdyby zachwytu nad światem nie podszył grozą. Pokazuje wydrążone w lodzie korytarze, ziejące zimną pustką przestrzenie. Potęga natury budzi lęk, wymyka się racjonalnemu poznaniu.

Samotny pingwin dziarsko maszeruje w stronę ośnieżonych szczytów. Bez pomocy stada nie ma szans na przeżycie. Idzie na pewną śmierć.

Amerykańska Fundacja Nauki zaprosiła Herzoga, by sfilmował lodowy kontynent i życie ludzi w bazie naukowej McMurdo. Ale w zamyśle reżysera to nie miał być jeszcze jeden dokument przyrodniczy, których pełno jest w telewizji.

Herzog informuje o tym widza już od pierwszych scen, gdy zapowiada, że nie zamierza opisywać "harmonijnego życia ludzi w otoczeniu pluszowych pingwinów". I jakby na przekór tej deklaracji – z właściwą sobie ironią – pokazuje stadko pingwinów. Część z nich idzie na północ, część rozbiega się na południe. Zostaje tylko jeden. Rozgląda się. I na przekór reszcie rusza w stronę gór.

Pozostało 84% artykułu
Film
Cate Blanchett dla „Rzeczpospolitej": Nigdy nie aspirowałam do roli seksbomby
Film
Tom Cruise w pierwszym zwiastunie ósmej odsłony „Mission: Impossible”
Film
EnergaCAMERIMAGE. Zdobywca pięciu Oscarów Alfonso Cuaron przyjedzie do Torunia
Film
Film „Gladiator II”. Wielki rozmach, świetne aktorstwo
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Film
EnergaCAMERIMAGE: Światowej sławy autorzy zdjęć zjeżdżają do Torunia