Zbieżność jej przydomku z innym – Nikifor z Krynicy – nie jest przypadkowa. Oboje byli malarzami prymitywistami i wcześnie osieroconymi dziećmi. Traktowani przez otoczenie protekcjonalnie potrzebowali odkrywców swoich talentów.
Serafina zarabiała sprzątaniem i praniem, a wynagrodzenie wydawała na deski do malowania. Większość farb preparowała sama – m.in. ze zwierzęcej krwi i stearyny. Malowała nocami z zapamiętaniem – głównie niezwykłe kwiaty zdające się pulsować wewnętrznym życiem – w finale aktu tworzenia śpiewając ku czci Dziewicy Maryi. W małym Senlis położonym pod Paryżem uchodziła za ekscentryczkę. Kochała naturę.
Wreszcie los postawił na jej drodze Wilhelma Uhde, niemieckiego krytyka sztuki i marszanda, który odkrył dla świata sztukę ekspresjonistów oraz m.in. Picassa i celnika Rousseau.
Zachwycony oryginalnością malarstwa Serafiny, sprzątającej jego pokój i wynoszącej nocnik, wziął ją pod swoje skrzydła. Wkrótce potem musiał, niestety, wyjechać, by nie rozstrzelali go rodacy dokonujący inwazji na Francję w 1914 r. Zdążył jeszcze przekonać malarkę o jej niezwykłości, co pozwoliło jej uwierzyć w siebie i pomogło rozwinąć warsztat.
Gdy po 13 latach Uhde wrócił do Francji, nabrał pewności, że Serafina zasługuje na indywidualną wystawę w Paryżu. Nigdy się jej nie doczekała (choć jej prace znajdują się dziś w wielu muzeach), bo oprócz talentu konieczny jest łut szczęścia. Osamotniona Serafina zmarła w szpitalu psychiatrycznym.