Znak rozpoznawczy: ruda, gęsta broda. Lubi też eksponować duży, owłosiony brzuch. Tak prezentuje się w swoim najnowszym filmie „Zanim odejdą wody” Todda Phillipsa — od piątku na ekranach. Gra początkującego aktora Ethana, gadatliwego kretyna, który roi o wielkiej karierze. W tym celu jedzie do Hollywood.
Chwilami jest tak irytujący, że towarzysz podróży Ethana — poukładany architekt (Robert Downey Jr.) — najchętniej udusiłby go gołymi rękami. Zresztą co innego można zrobić z człowiekiem, który nieustannie zadaje idiotyczne pytania, ma talent do przyciągania kuriozalnych katastrof, a jako metodę na dobry sen stosuje... półgodzinną masturbację?
41-letni Galifianakis jest specjalistą od przekraczania rozmaitych tabu: obyczajowych i rasowych. Kilka lat temu jego najlepszym numerem były „Przeprosiny”. Podczas występu w jednym z teatrów w Los Angeles powiedział: „Kiedy się upiję, czasami wychodzi na wierzch mój południowy akcent. I wtedy wypowiadam takie słowa jak... czarnuch”. Na sali cisza. Potem nerwowy śmiech, buczenie i okrzyki z widowni: „Jesteś rasistą!”. Tymczasem niezrażony Galifianakis zaprosił na scenę siedzącą w pierwszym rzędzie czarnoskórą kobietę. „Chcę publicznie przeprosić za ten dowcip” — wytłumaczył. I odczytał z kartki długi list z przeprosinami napisany specjalnie do hitu Michaela Jacksona „Black or White”.
Galifianakis śmiało korzysta z tego, że komikom więcej wolno. Mogą swobodnie poruszać drażliwe tematy, przesuwać granice tego, co dopuszczalne.
Nie tylko dlatego został najpierw gwiazdą klubów, później zaś Internetu. Aż wreszcie upomniało się o niego Hollywood. Galifianakisa nie interesuje społecznie świadome poczucie humoru charakterystyczne dla komików przełomu lat 60. i 70., gdy za oceanem trwała walka o prawa obywatelskie. Nie kieruje nim złość i frustracja na rzeczywistość. Tylko chęć absurdalnej zabawy.