O ile może zdrożeć energia po uwolnieniu cen w przyszłym roku? Niektórzy przewidują, że nawet o 30 proc.
To trudno przewidzieć, bo nie ma rynku. Wiele zależy od taktyki, jaką przyjmą firmy energetyczne. Możliwe, że na początku 2009 r. podniosą ceny tylko o 10 proc., by nie narażać się na oburzenie społeczne, w kolejnym kwartale o kilkanaście procent. A jeśli te podwyżki przejdą bez echa, to będą tak postępować z kwartału na kwartał. Zatem na koniec 2009 r. będziemy mieć ceny nawet o połowę wyższe niż na początku. Oczywiście firmy nie zaniedbają tego, by wmówić społeczeństwu, iż podwyżki są nieuniknione.
Ale elektrownie wymagają inwestycji, wzrasta cena węgla, obowiązki związane z produkcją energii zielonej, a za pięć lat dojdą koszty zakupu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla.
To prawda, lecz obawiam się, że przy braku konkurencji, którą systemowo eliminujemy, nikt nie będzie w stanie skontrolować kosztów w dużych skonsolidowanych grupach mających zarówno elektrownie, czyli wytwórców, spółki obrotu, czyli sprzedawców energii, jak i operatorów sieciowych. Jest to sytuacja, w której grupy przerzucą ryzyko swoich wydatków inwestycyjnych na odbiorców. Tymczasem ktoś powinien wymagać od wielkich grup, jeśli mają one pozycję monopolistyczną, aby uzasadniły takie a nie inne koszty i udowodniły, że nowy blok, na który wydaje się nawet kilka mld zł, będzie wygrywał konkurencję na unijnym rynku w warunkach pełnej odpłatności za uprawnienia do emisji CO2 i wzrostu nakładów na towarzyszące inwestycje sieciowe. A teraz nawet jedyny właściciel grup, czyli Skarb Państwa, nie zna ich strategii i nie jest w stanie ocenić, jak wykonanie tych strategii wpłynie na ceny energii w kraju.
Czy to znaczy, że przeciętnym odbiorcom nie pozostaje nic innego jak tylko oszczędzanie energii, a najbiedniejszym rodzinom – pomoc społeczna?
Pomoc dla tzw. odbiorców wrażliwych przewidują unijne przepisy, zatem trzeba będzie ją zorganizować. Ale problem jest w racjonalności, czyli w skali pomocy i w sile podmiotów, które mają pomagać biednym odbiorcom. Uwolnienie się rządu od kłopotu i obarczenie nim gmin jest teraz, po konsolidacji, chowaniem głowy w piasek albo projektowaniem nowego segmentu biznesu polityczno-korporacyjnego (wyborczego). Trzeba bowiem pamiętać, że przy grożącej nam skali podwyżek i ciągle wysokim udziale biednej ludności w całym społeczeństwie, segment pomocy powinien być obiektywnie duży. Jego finansowanie przez gminy sprowadzi oczywiście rzeczywistą pomoc do wymiaru propagandowego.